środa, 20 lutego 2013

Krok drugi - odżywianie

Fajnie jest ważyć mało, być lekkim i czuć się dobrze w swojej skórze. Jednak waga to nie wszystko, nie można się kierować tylko cyferkami, które pojawiają się na wyświetlaczu naszego łazienkowego terrorysty. Prosty przykład:


Ćwiczenia to połowa sukcesu. Jednak tu nie chodzi o dietę a o zupełną zmianę nawyków żywieniowych. Nawet najcudowniejsza dieta redukująca wagę nie uchroni przed powrotem niechcianych kilogramów po jej zakończeniu. Ok 5-10% ludzi utrzymuje upragnioną wagę. Pozostałe procenty na powrót obrastają w tłuszczyk czasem znacznie przekraczając wagę wyjściową (efekt jojo - każdy chyba o nim słyszał). 

Jestem doskonałym przykładem na to, że dieta nie jest rozwiązaniem magicznym - raz wyhodowane komórki tłuszczowe nie znikają, czekają w uśpieniu na chwile słabości, by znów tłumnie ukazać się światu. Stosowałam dietę Dukana, przeszłam wszystkie jej etapy i w rok schudłam 18 kg. Ponad połowa już wróciła. Założeniem tej diety (jako wysokobiałkowej) jest zubożenie zapasów energetycznych organizmu gromadzonych w postaci glikogenu mięśniowego i wątrobowego. Ten manewr ma spowodować wzrost wykorzystania kwasów tłuszczowych jako źródła energii, a co za tym idzie spowodować spadek ilości gromadzonej tkanki tłuszczowej oraz spadek masy ciała. Początkowo faktycznie tak się dzieje, potem następuje stagnacja (frustrująca), gdyż organizm próbuje się gorączkowo bronić przed "głodowaniem", więc spowalnia przemianę materii. Organizm jest coraz bardziej osłabiony, bo dieta nie dostarcza wszystkich potrzebnych składników odżywczych, a na sam koniec - faza III i IV - powrót do poprzedniej wagi następuje błyskawicznie. Zaczynasz bowiem jeść coraz więcej "normalnych" posiłków, a organizm stara sie jak najwięcej zachomikować na "trudne czasy". Do tego dochodzi słabsza przemiana materii.

To straszne, ale raz podjęta dieta zostanie z Tobą już do końca Twych dni jeżeli chcesz pozostać szczupłym. Ale przecież nie chodzi o to żeby stać się niewolnikiem liczenia kalorii przez całe życie. Po prostu trzeba się nauczyć dobrze jeść!

Osoby z większą nadwagą muszą podjąć bardziej restrykcyjne diety aby osiągnąć moment, gdy mogą zacząć modelować sylwetkę. Dobrze jest wtedy zasięgnąć porady dietetyka (dobrego, jak wciska kapsułki i inne produkty obniżające uczucie głodu, czy podnoszące temperaturę ciała - uciekajcie!). Dieta powinna być bardzo zróżnicowana, o obniżonej kaloryczności, ale absolutnie żadnego głodowania! Tylko zrobimy sobie krzywdę, co w perspektywie odbije nam się czkawką. Wyeliminowanie wszystkich szkodliwych produktów to będzie krok pierwszy i jedyny.

Kilka prostych zasad pozwoli nam dojść do upragnionej wagi. Powoli, ale skutecznie. Z jadłospisu powinno zniknąć:
1. Jedzenie i napoje bogate w cukier - pij wodę (wypłukuje toksyny), zapomnij o słodyczach
2. Tłuszcze - nie smaż (piecz, gotuj, duś), nie stosuj masła 
3. Fastfoody
4. Ogranicz węglowodany - jeżeli chleb to tylko ciemny, jeżeli ryż to brązowy, makaron - pełnoziarnisty

Jedz powoli, celebruj. Jeżeli będziesz mieć chwile słabości - trudno, każdemu się zdarza. Masz ochotę na czekoladę? Zjedz kosteczkę. Trenuj silną wolę. Ważne, żeby nie popłynąć na fali i nie rzucić się na lodówkę opróżniając ją, obiecując sobie że od jutra wrócisz do diety. To tak nie działa. Walcz i wierz że się uda. Wiara czyni cuda:)


poniedziałek, 18 lutego 2013

Krok pierwszy - plan ćwiczeń

Zmiana sposobu odżywiania i aktywność fizyczna. Czasem tak trudno się zebrać, nie chce się ćwiczyć i chce się wcinać smaczne rzeczy. Ale chce się też wyglądać jak milion dolarów, a bez poświęcenia i skupienia nie osiągnie się nic.

Muszę zwiększyć moje ruszanie się. Kiedyś biegałam codziennie, teraz... smutno i przykro ale opuściłam się niesamowicie. Żeby zacząć nadrabiać w czwartki zapisałam się na stretching. Zobaczymy czy mi się spodoba. Jest jeszcze kilka zajęć, które biorę pod uwagę w czasie późniejszym: mocny brzuch, zumba, a gdy nabiorę kondycji - tajski boks. Do tego chcę dołożyć codzienną szóstkę Weidera. Poniżej tabelka z planem i opisem ćwiczeń:



Więcej o Szóstce Weidera można znaleźć na www.6weidera.com (polecam - dużo szczegółowych opisów i przydatnych porad). Raz już skończyłam cały program, ale potem przestałam ćwiczyć zupełnie. Mój brzuch znów wymaga wiele pracy. Choć był śliczny, teraz absolutnie nie mam ochoty pojawiać się na plaży. Basen też mnie troszkę odstręcza, ale obiecałam sobie, że będziemy w soboty chodzić z Miśkiem razem. Nie przepadam za pływaniem na basenie, ale pływanie świetnie wysmukla ciało, jednocześnie je wzmacniając - warto się zmoczyć.

Jak chcę wyglądać? Wiem, to proste: umięśnione sprężyste ciało, płaski brzuch, smukłe uda, delikatnie opalone ciało:)

Ten pan na pewno dużo brzuszków, pompek i podciągnięć w swoim życiu zrobił. I wychodzi na to, że siłownia z profesjonalnym sprzętem wcale nie była mu do niczego potrzebna - chcieć to móc!


sobota, 16 lutego 2013

Dupa rośnie, dupa puchnie, jeszcze chwile i wybuchnie....

Jak to się stało? Nie wiem! W październiku 2011 zaczęłam zauważać, że ubrania, które mam w szafie zrobiły się ciasne. Więc ratunku! Nie chciałam wracać na ostrą dietę, więc zmodyfikowałam troszkę nawyki, absolutnie zero cukru i odstawiłam chleb. Zaczęłam biegać. Tyłek dość szybko zjechał do chcianych rozmiarów.


Potem powolutku znów zaczął rosnąć, więc powtórzyłam manewr. Szpital. Jak grom z jasnego nieba - odmiedniczkowe zapalenie nerek. Przyjęta do szpitala w stanie ciężkim, nerki stanęły. Mocne leki i sikanie do wiaderka, powoli zaczęłam wracać do siebie. Moja miłość mieszka w Gdyni, więc niestety nie mogła mnie odwiedzić. Jak tylko wyszłam ze szpitala pojechałam do domu na odpoczynek. Morze działa na mnie kojąco.

To był punkt przełomowy. Przestałam biegać, pedałować, robić brzuszki i pilnować tego co jem. Skupiałam sie całkowicie na tym jak zachowuje się mój organizm, czy nic mnie nie boli, sikam normalnie, czy coś się zmienia. Zawładnął mną strach przed następnym atakiem na mój organizm, gdzie trudno o części zamienne. Od tej pory systematycznie powolutku tyję. Pół kilograma tu, pół tam. Mieszczę sie już tylko w malutką część ubrań, którą mam w szafie, jednak uparcie nie kupuję większych. Wierzę.


Powyżej ja w trakcie odchudzania i ja teraz. Ta sama waga. Czy coś się zmieniło? Nie mam podwójnego podbródka oraz ogólnie troszkę mniej mnie jest. Mięśnie ważą więcej. Jednak to nic. Daleko mi do tego jak wyglądałam i chcę tam wrócić.

Marzę o swoich ciuszkach, które cierpliwie czekają aż się obudzę. Nie uświadamiałam sobie przez długi czas, że progres ma cały czas miejsce. Aż stanęłam na wadze.

Dziś w ramach zachęty kupiłam sobie (dość spontanicznie) top w Zarze. Panterkowy - o rany! ja i panterka. Ale mam na nią pomysł:)

top - ZARA
torba - MAKO BAGS
sandałki - Stradivarius
kolczyki (Lele Sadoughi Papyrus), bransoletka (Kate Spade) i spodnie (Brunello Cucinelli) - znalezione w internecie



Zaczątki....


W wieku 27 lat osiągnęłam wagę powyżej 75 kg. Zważywszy na fakt, że mój wzrost to jedynie 160cm, wyglądałam okropnie. Wręcz odpychająco, a moja samoocena była w opłakanym stanie. Pewność siebie, która nigdy mnie nie opuszczała, robiła coraz większe kroki w stronę przeciwną niż toczyło się moje życie.


Moja przyjaciółka Madziora, która też sporo przytyła, ale nadal wyglądała jak człowiek, postanowiła wziąć się za siebie i przejść na dietę – wtedy w roku 2010 raczkowała w Polsce dieta dr Dukana. Nie wierzyłam w efekty. Podśmiewałam się pod nosem i szydziłam, nie wierzyłam też, że wytrwa. Hmmm… Po kilku pierwszych zjechanych kilogramach, moje niedowiarstwo zaczęło się chwiać w posadach. W szybkim tempie dziewczyna wróciła do kształtów kobiecych a ja zaczęłam robić się zazdrosna!

I tak 4 czerwca 2010r. rozpoczęłam eksperyment na własnej skórze – dieta Dukana!
Troszkę się bałam szybkiej utraty wagi. Tyle się człowiek nasłuchał, że im szybciej się chudnie, tym szybciej potem tyje, ale Dukan pisał tyle mądrych rzeczy w swojej książce, że aż chciało się wyznawać tą „religię”. Szłam wg zmodyfikowanej przez Magdę zasady – 2 dni białek, dwa dni warzyw. Moja faza uderzeniowa (czyli same białka) trwała tylko 3 dni, gdyż 2 dnia się złamałam i zjadłam troszkę surówki.

W sumie zasady są naprawdę proste: w książce Dieta dr. Dukana dokładnie opisane są wszystkie fazy, krok po kroku. Wszystko jest wytłumaczone i ujęte w tabelki, co upraszcza niesamowicie całość. Do mnie przemawiała właśnie ta prostota obok nie głodzenia się – nie trzeba ograniczać ilości spożywanego pożywienia (oczywiście w granicach rozsądku), więc jadłam wtedy, gdy byłam głodna.

Protal I – faza I, zwana „uderzeniową” - dopuszczalna tylko tabelka.

chude mięso
cielęcina, konina, wołowina (bez antrykotu i rozbratla), drób z wyjątkiem kaczki (bez skóry) - wszystko przyrządzane bez tłuszczu, wędliny najlepiej drobiowe, szynka
podroby
wątroba, cynadry, ozór cielęcy lub wołowy (czubek) 
ryby i owoce morza
wszystkie:  tłuste lub chude, pieczone lub gotowane 
jaja 
dowolnie przyrządzone
chudy nabiał 
sery, jogurty, mleko itp.
warzywa
ogórki i papryka z octu, cebula - w bardzo małych ilościach, bardziej traktowane jak przyprawa
napoje
woda, kawa, herbata, herbatki ziołowe, 
inne
ocet, zioła, przyprawy, cytryna, sól i musztarda (umiarkowanie)

Protal II – II faza
Polega na jedzeniu na przemiennie produktów z fazy I z warzywami (oprócz ziemniaków, fasoli i buraków). Należy pamiętać o dużej ilości napojów, najlepiej wody, gdyż wypłukuje toksyny i pozwala prawidłowo funkcjonować nerkom. Moją miłością jednak była Cola Zero – maybe not the best choice… ale trochę przyjemności w życiu trzeba mieć.

Pierwszy miesiąc to wynik 7 kg mniej!! Potem waga spadała już wolniej, były momenty przestoju i wtedy zwątpienia, ale wytrwałość była nagradzana kolejnymi kilogramami w dół. 17 października 2010r. zakończyłam II fazę na wadze 57,5 kg, co dało mi wynik prawie 20 zrzuconych kg – to 1/3 mnie!! Czułam się lekko i cudownie. Zmieniłam garderobę, postrzeganie siebie i świata. Chciałam schudnąć jeszcze, ale bałam się, że wpadam już w zaczarowany krąg „jeszcze i jeszcze”, więc postanowiłam zaprzestać ostrej restrykcji żywieniowej. Nie uprawiałam żadnych sportów - w perspektywie czasu wiem, ze był to błąd, ale do tego dojdziemy.

Wyglądałam tak, że zaczęłąm lubić siebie na fotografiach:)



A potem wszystko zaczęło iść w złą stronę. W III fazie, zwanej "utrwalaniem" trochę oszukiwałam. W pewnym momencie przestałam stosować białkowe czwartki, potem ciut przytyłam.... Teraz? Jestem już w połowie tego co zgubiłam. Nie obżerałam się, nie nadużywałam słodyczy, dieta wpoiła we mnie nienawiść do cukru. Ale nic z tego - ciało, które raz stało się zbyt duże, będzie jak bumerang wracać do poprzedniego stanu. Już do końca życia trzeba stosować dietę, jedzenie "normalnie" już nigdy nie będzie sie odnosić do osoby po diecie.... Można też się poddać i zaakceptować to czym się człowiek staje.

Teraz ważę 66,5 kg. Przy moim wzroście to naprawdę nie jest dobrze. Czy mam się poddać? NIGDY!