piątek, 15 listopada 2013

Jak zbaczamy z drogi


Problemy z wagą, z zaakceptowaniem własnego wyglądu, własnego życia, tego jak wygląda świat.... Brak akceptacji przez innych..... Twarde zderzenie z rzeczywistością - ważysz 100kg, a przecież w Twojej głowie masz 160cm wzrostu i choć masz lekką nadwagę, no to przecież od jutra coś z tym zrobisz. Nastaje jutro, nie patrzysz w lustro, bo jedyne co takie spojrzenie przyniesie to szok i rozczarowanie. Ale przecież jest jutro! Potem kolejne...

Od 5 dni jesteś na diecie. Jeszcze nie ma żadnych efektów, bo jest zbyt wcześnie, ale już pojawia się rozczarowanie i zwątpienie - po co to wszystko, męczę się, jestem nieszczęśliwa - wszyscy jedzą pączki a ja nie mogę! A jak je jesz to jesteś szczęśliwa? Czy tylko zagłuszasz chwilową niechęć do siebie i świata słodkością, uczucie zaraz minie a Ty będziesz krok dalej zamiast dwa kroki bliżej....

Zdecydowałaś się, podjęłaś wyzwanie - ćwiczysz, jesteś na diecie. Zgubiłaś już kilka ładnych kilogramów. Nadchodzą wakacje, wyjazd zimowy, delegacja, wesele - przecież muszę się dobrze bawić.... I wracasz do punktu wyjścia....

Jesteś na diecie, zmuszasz się do biegania, choć tego nie cierpisz. Schudłaś 5, 10, 15 kg. Koniec! Wygrałaś. To teraz przecież można od czasu do czasu zjeść McDonalda. Czekolada? Daj kawałek. O ciasto, ale pachnie, przecież to domowe - można zjeść troszkę więcej. Makaron w tłustym sosie śmietanowym z boczkiem mmmm dobre. Przecież już jestem szczupła, teraz mi wolno. Ćwiczyć? Przecież juz nie muszę  - schudłam.....

Jesteś na diecie. Trwasz w postanowieniu i walczysz każdego dnia. Twój mąż/chłopak/współlokatorka wszędzie zostawiają czekoladę, ciągle kupują pizzę. Nie zdają sobie sprawy, że sam widok czy zapach doprowadza cię do obłędu. Jeden kawałek. Przecież świat się nie zawali. Jutro znów jest kawałek, a w sobotę jest już pół pizzy. Przecież od jutra już nie będę.

Jak wiele scenariuszy jeszcze znacie? Tu jest kolejny - macie godzinkę czasu i znacie angielski - polecam. Jak myślicie - Trina utrzyma wagę po wielkiej przemianie? Ja słabo to widzę....


Prawda jest taka, że póki nie będziemy w zgodzie sami ze sobą, nie zaakceptujemy własnego ciała i nie zaczniemy chcieć o siebie dbać - nic się nie uda na dłuższą metę. Znajdźcie sport, który lubicie i ruszajcie się, starajcie się wybierać zdrowe produkty, nie przesadzajcie z ilością, zrezygnujcie z rzeczy, których tak naprawdę nie potrzebujecie. Świat naprawdę nie jest przeciwko wam! Nikt nie mówił, że będzie łatwo, ale nie ma rzeczy niemożliwych:)


czwartek, 7 listopada 2013

Jesienna depresja

Gdy przestawiamy czas, dni są krótkie, szybko zapada zmierzch. Dżdżysto, mokro, wietrznie i nawet gdy jeszcze jasno, to słońca nie uświadczysz. Póki ćwiczę, biegnę cały czas do przodu - praca, mieszkanie, siłownia, pociąg dom, wieczorne ćwiczenia - kompletnie nie zwracam uwagi na otaczającą mnie depresyjną jesień.
Niestety wszyscy w pracy siąpią nosem, trzymałam się twardo, póki szpital i antybiotyki nie zniszczyły mojej dzielnej flory bakteryjnej i złapałam grypsko. No i masz ci babo placek! Zawalony noc, zatoki, ból gardła i gorączka. W głowie zadomowił mi się ktoś z młotem pneumatycznym. Dwa dni spałam non stop. Cały tydzień bez ćwiczeń - horror! Czemu? Bo już byłam na końcówce choroby a nadal czułam się jak rozjechana przez czołg. Non stop śpiąca, niechętna do niczego, z brakiem energii, ospała i niezadowolona z życia i świata.
Ostatecznie wczoraj gdy wróciłam z pracy, zjadłam i walcząc z sennością usiadłam do komputera - muszę napisać pracę do szkoły na zaliczenie przedmiotu. Zachciało mi się szkoły na stare lata, to teraz mam. I minęła godzina, a ja miałam jedynie plan. Jutro trzeba oddać a tu zero pomysłów co dalej. I jeszcze spać się chce. Może drzemka?
Odeszłam od stołu, wyciągnęłam pumki i wzięłam skakankę. Potem przyszły przysiady, hantle, brzuszki. Zamknęłam to w obwód, a po półgodzinie byłam zmęczona, spocona i z uśmiechem na twarzy poszłam pod prysznic. Po dwóch godzinach miałam pierwsze dwie strony.
Rano wstałam bez problemów - pierwszy raz od tygodnia - i z chęcią do działania.

Wniosek? Ruch jest lekiem na prawie wszystko. Na obolałe ciało, na depresję, na otumanionego ducha. Na złość na świat, na samotność i na ospałość. Dodaje energi i sprawia, że nawet depresyjna jesień przestaje móc się wdzierać do naszego wnętrza przez szczeliny, o których normalnie zapominamy.