czwartek, 18 grudnia 2014

Postanowień ciąg dalszy

Już od dawna powinnam podjąć się kolejnego postanowienia, a jakoś nie mogę się ogarnąć. Słodyczy nie tykam już miesiąc, sama jestem z siebie dumna, ze śmieciwego jedzenia zdarza nam się zamówić pizzę, ale staramy się by była na pełnoziarnistym spodzie, no i ćwiczę. Codziennie nie, nie jest to jednak kwestia braku czasu ino bólu pleców, muszę jednak udać się do mojego fizjoterapeuty. Ograniczam sie więc do stretchu i ćwiczeń stabilizujących. Na zgubienie brzucha trzeba będzie jeszcze poczekać. No i ze spacerami słabiutko - najpierw młodzież była chora, później ja, a następnie kręgosłup dał czadu - a wózek trzeba znieść i wnieść na 4 piętro z młodzieżą 6 kilogramową wewnątrz (Mały Wielki Człowiek rośnie jak na drożdżach).


Unikam postawienia sobie kolejnego wyzwania jak ognia. Jednak no cóż - czas nadszedł: systematyczność. Brrr. O zgrozo. Ja, najbardziej rozpieprzona i nie trzymająca się żadnych ramek babka zamierza ułożyć plan dnia i się go trzymać. W imię większego dobra, bo Młoda musi mieć jakieś stałe w swoim życiu. Na razie była to tylko kąpiel o 21, a to troszku za mało. 
Postanowiłam dać sobie tydzień na opracowanie i wdrożenia testowe (masakra jak ja tęsknię za pracą i projektami:D) planu dnia. Zatem notes w dłoń i jedziemy. Pfff już mi się to nie podoba.... 

piątek, 12 grudnia 2014

Stretching - dobry dla ciała, wspaniały dla ducha

Są takie dni, że mam ochotę wymordować pół świata, a potem zająć się drugą połową.Wszystko jest nie tak, wszystko wqrza i szybko wpadam w irytację. Nie wiem skąd to się bierze, ale ćwiczenia, zwłaszcza rozciąganie - porządne i na granicy bólu, pozwala mi pozbyć się całej tej negatywnej energii. Potem gorący prysznic z cudownie pachnącym żelem pod prysznic i troszkę ciszy i znów wszystko wraca na miejsce. Znów mi się chce uśmiechać. Macie czasem tak?

Dziś Jessica Smith - jej spokojny i przyjemny głos jest dodatkowym atutem.

poniedziałek, 1 grudnia 2014

Czas ruszyć pośladki

Mój Ciućmok w sobotę skonczył 8 tygodni. Przetrwałam jakimś cudem dwa miesiące. Kręgosłup ma się coraz lepiej, biodra też. Żeby poczuły się jeszcze lepiej muszę wrócić do prawidłowej wagi, zwyczajnie muszę je odciążyć. W ciąży przytyłam 22kg i na porodówkę trafiłam ważąc o zgrozo 88kg! Po tych dwóch miesiącach na liczniku wagi pojawia się 74kg i gdyby to były mięśnie wogóle by mi to nie przeszkadzało;) Jednak jest to góra tłuszczu i skóry przy wzroście zaledwie 160 cm.

Nadszedł zatem czas, żeby się z tym wszystkim rozprawić. Spacery z wózkiem to za mało, żeby wrócić do formy, choć nie powiem, porządnie mnie rozruszały. Na blogu Cassey Ho znalazłam fajny kalendarz z rozpiską planu treningowego na cały miesiąc dla początkujących. Stał się on moją tapetą i jednocześnie stanowi misję na grudzień - wzmocnić ciało. Na razie nie mówie o chudnięciu, ale o doprowadzeniu się do ładu. Kaloryczności posiłków nie zamierzam ograniczać, bo karmię mojego Ciućmka cyckiem i wiecznie chodzę głodna. Jeżeli zacznę teraz jeszcze sie intensywniej ruszać, moje zapotrzebowanie kaloryczne jeszcze wzrośnie.

Plan jest zatem taki: nie staram się znajdować czasu na ćwiczenia, ale go znajduję. Misiek  wraca około 20-stej, więc po zjedzeniu czegoś, obrobienia Małej i karmienia on idzie usypiać, a ja dpalam komputer. Cwiczę 30 min przez 6 dni. Następnie robię dzień przerwy. Uff uff ciekawe jak zniosą to moje cycki pełne mleka. No i czy Dziudziuch będzie chciał jeść jeżeli nabawię się zakwasów. A się nabawię. Oj wiem to:)

środa, 26 listopada 2014

Śmieciowe żarcie jest śmieciowe

Toż mi odkrycie nie? Mimo to je jemy (oczywiście nie wszyscy, wierzę że są na świecie wspaniali ludzie, którzy wiedząc jakie to paskudne, nawet tego nie wąchają:). Ja jem. Jadłam znaczy się. W ciąży czasem. I teraz czasem. Mój kolejny pocieszyciel. Choć wiem jakie jest paskudne. Wiem. Naprawdę. Kiedyś nie widziałam frytek, widziałam za to tonę starego szkodliwego tłuszczu pełnego rakotwórczych związków, dwie tony soli i słabej jakości ziemniaki. Potem mi się po prostu chciało i sobie nie odmawiałam (te 20 kg na plusie 9. miesiącu ciąży w końcu skądś się wzięło). Od niedzieli powiedziałam dość. Nie ma, koniec. Wiem, że to paskudne. Milion kalorii. Złej jakości półproduky. Zero wartości odżywczych. Jednak nie kalorie i nie tłuszcz są tu największym złem. Najgroźniejszy to oxycholesterol – utleniona pochodna tłuszczu (powstaje gdy podgrzejemy tłuszcz zwierzęcy do temperatury ponad 300 stopni C, a tak się dzieje w barach i naszym wszechobecnym kuszącym McDonaldzie). I jeszcze nadtlenki lipidów. Smaczne? No cóż, może i tak, ale nasze uszkodzone tętnice na pewno nie będą nam wdzięczne. Zatem co? Zatem uciekajmy z krzykiem.

Od dwóch tygodni nie tykam słodyczy. Jeeej. Żaden wyczyn? Dla mnie ogromny:) Tym bardziej, że wszyscy próbują mnie sabotować z każdej strony, podsuwając pod nos ulubione rzeczy. Oj tylko kawałeczek. No spróbuj jakie dobre. Wznoszę się ponadto:) Śmieciowe żarcie jest punktem drugim na mojej drodze do zdrowego ciała i szczupłej sylwetki (tak, ona gdzieś tam jest, trzeba ją tylko odkopać;) Słodzone gazowane napoje mogę odhaczyć, bo ich nie tykam. Soków w kartonie też nie. Zwyczajnie lubię wodę i wszelkiej maści herbaty.

Zatem fast food jest be. Umówmy się jednak - kawał grillowanego mięcha w żytniej bułce z toną warzyw to nie śmieciowe jedzenie i takie hamburgery zamierzam jeść. Pizzę od wielkiego dzwonu też, bo zamierzam być zdrowa i mieć fajny tyłek a nie być eremitą. Nie dajmy się zwariować!

piątek, 21 listopada 2014

Postanowienia, wyzwania, zmiany na lepsze

Gdzieś coś kiedyś przeczyałam o tym, że nie powinno się robić listy postanowień i z dnia na dzień próbować wcielić je wszystkie w życie za jednym zamachem. Dlaczego? Zwyczajnie polegniemy - poddamy się, gdyż będzie zbyt trudno postawić się na raz naszym przyzwyczajeniom i ugruntowanym zachowaniom. Nasza motywacja nawet, jeżeli będzie duża na początku, szybko się wyzeruje. Zupełnie jak konto w banku - gdy wszystko wyciągniemy na raz, to zostaniemy z niczym.

Dlatego też powinniśmy skończyć z robieniem listy postanowień noworocznych, próbowaniem wprowadzenia wielu zmian w swoim życiu "od jutra", bo stracimy zostaniemy pokonani przez samych siebie i stracimy jakąkolwiek motywację przez tą porażkę. Postanówmy sobie jedną rzecz. I wprowadźmy ją od "już". Gdy osiągniemy sukces zyskamy energię i siłę na dotrzymanie kolejnego postanowienia.

I choć podobno małymi krokami nikt przepaści nie pokonał, ja uparcie wybieram drobienie jak gejsza i idę ścieżką wokół.

Pierwszy mały sukces: to już tydzień bez słodyczy! Niby mało. Niby nic. A jednak mam ochotę na więcej. Czas na kolejne. Moje "ja" wymaga wielu poprawek. Ciało wymaga odtłuszczenia, wzmocnienia, wyrzeźbienia, a umysł ciągłego rozwoju, łąpania nowej wiedzy i umiejętności. Gdybym zrobiła listę, byłaby ona naprawdę długa. Jednakże obawiam się, że wtedy przeraziłabym się wielością punktów i wróciła do punktu wyjścia. Ta wielość byłaby przytłaczające.

Więc raz jeszcze. Małe kroczki. Dodrepczemy na drugą stronę tej przepaści:)


wtorek, 18 listopada 2014

Gotujemy - makaron z jarmużem

Czasu na gotowanie mam teraz co kot napłakał, więc raczej chwytam się szybkich i prostych dań. Mój Misiek przybywa wieczorem i przejmuje Ciućmoka na tyle na ile Ciućmok da się przejąć przez osobę, która cycków z mlekiem nie posiada, a ja w 15-20 min pichcę.

Ostatnio moje Kochanie zafascynowało się jarmużem (to naprawdę super warzywo) i zakupiło jak tylko napotkało w sklepie. Zatem makaron z jarmużem - banalnie proste, mega szybkie i ciekawe w smaku:)

Potrzebujemy (porcja dla 2 osób):
- sok 150g jarmużu (lub więcej - wg upodobania)
- łyżka oliwy do smażenia (np. z pestek winogron)
- 1-2 papryczki chilli
- 2 ząbki czosnku
- 2 łyżki jogurtu greckiego
- parmezan
- suszone pomidory
- sok z 1/4 limonki
- sól i pieprz do smaku



Na oliwie zesmażamy pocięty w paski jarmuż do momentu aż będzie lekko miękkawy. Następnie dodajemy czosnek i dusimy 5 min. W kolejnym kroku sypiemy garść pokruszonych suszonych pomidorów oraz posiekaną papryczkę chilli. Dusimy 10 min. Solimy i pieprzymy, dodajemy jogurt oraz skrapiamy wszystko limonką. Mieszamy. Podajemy na penne i posypujemy startym parmezanem.

czwartek, 13 listopada 2014

Początki - słodycze są złe!

Powtarzam sobie to jak mantrę. Unikam ich już.... 24 godziny! Ufff cóż za wysiłek! Kiedyś słodycze mogły dla mnie nie istnieć. Potem nastała ciąża i zepsuty kręgosłup a następnie mały Ciućmok, który zajmuje cały mój czas. Przeprowadziłam się z Warszawy do Trójmiasta i nie mam tu nikogo, z kim mogłabym poprzebywać oprócz mojego Miśka, który od rana do nocy jest w pracy. Więc się pocieszam. Od pół roku. Jeżykami. Czekoladą. Ciastami. Muffinkami mmmm. Ciastami z pobliskiej cukierni. O i pączkami. Pączki są pycha. Żelki też są fajne. A wczoraj powiedziałam stop. O mamo - toż to skok w przepaść. Już dziś mam chwile zwątpienia i mam ochotę powiedzieć swoje ukochane: "od jutra". Ale huk, pokonujemy siebie? Pokonujemy!



W ciąży przytyłam ile? 22kg? To dużo. Na finiszu w 9.miesiącu ważyłam 88kg. Przy wzroście 160cm to jest naprawdę dużo. Już w tydzień po porodzie ważyłam 74kg. I tu waga się zatrzymała. Bo się pocieszam:) Nie mogę pocieszać sie zakupami, bo jestem gruba:) Nie oszukujmy się. Minęło prawie 6 tygodni od porodu, czas przestać zrzędzić i omijać lustro i wziąć się za siebie. No to się biorę. Ufff...

Dwa tygodnie po porodzie zaczęłam robić proste ćwiczenia, żeby pobudzić swoje obolałe ciało do życia. Pomogło. Bardzo. Na początku ledwo byłam w stanie leżąc na plecach ugiąć nogę w kolanie. Ból w miednicy i plecach był paraliżujący. Spacerowanie było trudne. Juz nie jest. Ruch ma naprawdę zbawienne działanie na ciało. Myślę, że nadszedł czas wybrać się do mojego fizjoterapeuty i dostać zielone światło na porządne ćwiczenia. Nie będzie łatwo - moje ciało będzie protestować a niespełna dwumiesięczny stworek utrudniać. Ale w końcu  trzeba wyglądać jak fajna mamuśka a nie babsztyl co się rozmnożył.

Tym samym uznaję moje pierwsze 24h bez słodyczy za sukces. Po 30 dniach będzie po detoksie, a w nagrodę zamierzam kupić naprawdę drogie buty - mam na oku co najmniej kilka;)

niedziela, 9 listopada 2014

Konkluzja

To ja całymi dniami lulam Ciućmoka, bujam aż odpadają mi ręce i plecy. Karmię biednym zjedzonym cyckiem. Albo drugim zjedzonym jeszcze bardziej. To ja wstaję do niej w nocy za każdym razem gdy 'milejdi' zawoła bądź uniesie się płaczę i udostępniam bar mleczny czasem co godzina poczas moich godzin upragnionego snu. Tymczasem mój Misiek przesypia całe noce. Na jej płacz nawet nie zaburzy mu się rytm chrapania. Wstaje codziennie z podkrążonymi i opuchniętymi oczami po całonocnym porządnym spaniu i to jemu ludzie współczują jaki jest biedny, przecież mu się dziecko urodziło. No naprawdę...

Gdyby mężczyźni rodzili dzieci - ludzkość by wyginęła. All due respect panowie....

Poszedł własnie 'lulać' dziecko i po 5 miutach słyszę chrapanie dochodzące z sypialni. Ech to ja spróbuję sprawdzić czy mam jeszcze jakieś mięśnie i czy pamiętają do czego ktoś mi je umieścił tu i tam.


sobota, 8 listopada 2014

Świat wspak

Mój Ciućmok ma już 5 tygodni. Niesamowite jak ten czas leci. Od koszmaru niewyspania, biegania w kółko za własnym cieniem, fizycznego bólu, gdy ciało wraca powoli do siebie, do jako takiego ogarnięcia tematu w dniu dzisiejszym. Czasem się nawet wysypiam:)

Ciućmok śpi z nami, noszę ją na rękach jak tylko tego potrzebuje, przytulam gdy tylko zapłacze i daję się wysypiać w moich ramionach w ciągu dnia, karmię cyckiem gdy woła - samobieżna mleczarnia jest zawsze otwarta, a Dzidziuch często ma gołe rączki i nóżki mimo dość niskich temperatur. Mam w głębokim poważaniu wszelkie złote rady udzielanych przez wszystkich co powinnam a czego nie powinnam robić. Można zwariować od tych wszystkich cioć i wujków dobra rada. Moje ulubione to: nie bierz dziecka jak płacze na ręce, ono cię próbuje zmusić, żebyś je nosiła. No naprawdę. Dziecko rodzi się z instynktem terrorysty i od pierwszych dni życia stosuje zawiłe techniki manipulacji na dorosłych. Proszę. Opanujcie się.

Teraz jest czas przytulania. Poczucia bezpieczeństwa. I spokoju pełnego brzuszka.

Tymczasem ja w ramach sportu robię spacery po Gdyni:) Staram się zrobic przynajmniej 3 km, czasem zdarza się i 6, wszystko zależy od Ciućmoka - czy smacznie śpi, czy zaczyna coś marudzić. Ćwiczyć na razie a) nie mam kiedy, b) nie wolno mi póki nie udam sie do mojego fizjoterapeuty z oceną kręgosłupa. Choć nie powiem - przysiady z Dzidziuchem na rękach to jest najlepszy usypiacz świata!:)



Powoli znajduję czas na różne rzeczy. Mojego Miśka nie ma od świtu do nocy (własna firma to nie bajka z happy endem) więc jestem zdana sama na siebie. Od tygodnia już wiem jak się ogarnąć, żeby zrobić obiad - to jest big improvement proszę państwa! Przy karmieniu zaczęłam czytać książki. Ciućmok już coś widzi i zaczyna się interesować otaczającym go światem. Potrafi spokojnie poleżeć w leżaczku lub na macie edukacyjnej (prawdziwy Harvard dla bobasów) ok. 15 minut, co pozwala mi mieć troszkę czasu dla siebie. Zaczyna też spać po 2 godziny bez przerwy. Sama! W łóżeczku! Moja radość nie zna granic!


wtorek, 4 listopada 2014

Droga przez inną rzeczywistość, żarłacz i domowa gehenna

Godzina zero wybiła o 3 rano 4 października. Od razu wiedziałam, że to "już", że nie jest to żaden fałszywy alarm. Drzemki przeplatane ze skurczami, a rano śniadanko. Na spokojnie. O 9 pojechaliśmy do szpitala. Badania. Oddział patologii. Regularne skurcze co 5 minut, brak rozwarcia. Potem co 2 minuty i nadal nic. Już wtedy przeniosłam się do innej rzeczywistości. Gdyby nie mój Miś, mogliby mi ukraść nerkę, a ja bym nawet nie zauważyła. Ok 15 trafiłam na porodówkę, żeby panie położne rozkręciły imprezę, I rozkręciły. O 21:58 przyszła na świat Sabinka - 4140g żywej i ciekawskiej wagi. Cały dzień jawi mi się jako kilka mrugnięć okiem. Pamiętam tylko uścisk ręki mojego Miśka, komfort jego obecności, a następnie ciężar maluszka na mojej klatce piersiowej.

Pobyt w szpitalu to mordęga. Nie śpisz, nie bardzo wiesz co masz robić z Nowym Małym Człowiekiem, bo poskąpili instrukcji obsługi i wszystko cię boli. Potem do domu. Ciągła panika, że robisz coś źle, że Mały Człowiek za dużo śpi lub za mało, że się nie najada, że pieluszka zbyt pełna albo że za rzadko trzeba ją zmieniać. Mój umysł wynajdował coraz to nowe zagrożenia, choroby i dolegliwości. Do tego dochodzi niewyspanie. Brzuch, który wisi. Brak czasu na cokolwiek. Mały Człowiek żąda uwagi 24h/dobę. Bo karmisz piersią. Zakazy i nakazy. Co wolno włożyć do otworu gębowego, a czego absolutnie nie można. Bo kolka. Bo alergen. Niby powinna być radość, a zza rogu wygląga depresja, zwłaszcza że Mały Człowiek jest żarłaczem, który nie wypuszcza twojego rozkrwawionego sutka z paszczy.

Odnalezienie się w nowej rzeczywistości nie jest proste ani łatwe. Minął miesiąc od tych wydarzeń, a dopiero teraz jestem w stanie powiedzieć, że mniej więcej wiem kim jestem i gdzie się znajduję. Tylko patrzeć na siebie nie mogę:) No i tego czasu ciągle mało. Na wszystko.


czwartek, 2 października 2014

Z mojej perspektywy

Świat ostatnio wygląda tak, jak na zdjęciu obok. To nie dywanik. Ani krzywa piłka. Tylko moje wielkie brzuszysko.

Chodzenie po schodach to jakiś koszmar. Ba! Chodzenie w ogóle to jakiś koszmar. Mam 22kg na ciążowym plusie, z czego 4,5 kg to moja "kruszynka", wszystko boli jak sie stoi, siedzi czy nawet leży, a dziecko najwyraźniej nie kwapi się na ten świat. Zaczynam się domyślać że powodem jest iż obiecywałam jej za każdym razem jak mnie maltrtowała od środka, że się zemszczę... To teraz mam! 

Ja Ja już chce biegać, skakać, móc umyć podłogę (nigdy nie przypuszczałam, że to powiem!) i ZAŁOŻYĆ NORMALNE CIUCHY. O mamo! Jak ja tęsknie za moimi butami. Za wszystkimi 130 parami, w które teraz moje spuchnięte obłe stopy za żadne chiny upchnąć się nie dadzą. Chce moje wnętrzności z powrotem! Czytam różne fora i tak babki piszą o tym jak bardzo chcą przytulić swoje maleństwa. Ja jestem najwyraźniej ta wyrodna, bo ja po prostu chcę już swoją godność z powrotem! I wiem, że są przynajmniej dwie osoby na tym świecie, które doskonale mnie rozumieją i dzięki batman za nie. Mój Misiek i mój Madzior. Jęczę im od kilku miesięcy z tendencją wzrostową i dziękuję każdego dnia, że są i mnie znoszą:)




poniedziałek, 29 września 2014

Wkurzam się...

Dlaczego się wkurzam? Złoszczę? Irytuję? Bo ludzie są niereformowalni.... Otóż proszę, oto powody:

1. Naprawdę, jeżeli zastąpisz chipsy suszonymi owocami, makaron zwykły pełnoziarnistym a chleb pszenny żytnim - NIE OGRANICZYSZ KCAL!! Będziesz się jedynie zdrowiej odżywiać.

2. Żrąc tabletki odchudzające, kupując zupki czy żywiąc się innym marketingowym syfem nie staniesz się magicznie modelką - TO BAJKI, to nie sposób na zrzucenie wagi

3. Jak będziesz chudnąć, schudną też twoje cycki i nic na to nie pordziasz, cycki są z TŁUSZCZU i gruczołów - nie da się ich wytrenować, powiększyć ćwiczeniami czy też magicznie sprawić by urosły. To stanie się tylko za sprawą operacji plastycznej - pogódź się z tym!

4. Nie da się schudnąć TYLKO z ud, albo TYLKO z bioder. Owszem, każdy organizm reaguje na pewne ćwiczenia inaczej, ktoś ma tendencję do odkładania tłuszczu tu, inny tam, ale żadne ćwiczenia izolujące nie sprawią, że schudniesz tylko z brzucha a cycki i dupa zostaną. TO JEST NIEMOŻLIWE!

5. Nie, nie potrzebujesz SUPER SPECJALISTYCZNYCH CIUCHÓW do ćwiczeń. Chcesz zacząć? Wyciągnij stary dres i podkoszulek męża i ZACZNIJ. Legginsy z Lidla za 34,5 czy buty z h&m i tak nie są specjalistyczną odzieżą....

6.  Jeżeli ograniczysz drastycznie kcal, to nie schudniesz na TRWAŁE tylko na CHWILĘ. Plus spowolnisz sobie metabolizm - brawo! Efekt jojo jest tuż za rogiem.

7, Nie, jeden pączek nie spawia, że zaprzepaściłaś cały wysiłek, jeden drink nie nadmucha z powrotem Twojego tyłka - ale JEDEN. To nie jest powód do poddania się. Każdy ma chwile słabości.

8. Nie istnieje DIETA CUD! Po prostu jej nie ma! 

9. Nie wciskaj KITU, że próbowałaś już wszystkiego i nadal nie możesz schudnąć. Lepiej zacznij spisywać co pożerasz codziennie - bez oszustw. Że ruszasz się i zabijasz na siłowni, a efektów nie widać - ile już ćwiczysz? DWA TYGODNIE spędziłaś na rowerku, czytając Womens Health? - proszę cię...

10. Pierwsze zrzucone 5 kg to NIE TŁUSZCZ - to woda. Lub mięśnie - zależy jak sie odżywiasz. Wróci za chwilę. 

11. Ćwicząc siłowo NIE STANIESZ się Pudzianem. Myślisz, że to takie proste? Że taka masa mięśniowa robi się od podrzucania 16 kg odważniczka. No naprawdę...

Mam tego więcej. Dużo więcej. Chcesz być szczupła? Wysportowana? Zadbana? Więc przestań wpierdalać, ćwicz i dbaj o siebie. Koniec. KROPKA. Proszę - oto przepis na sukces. Gadaniem NIC nie zdziałasz. Miauczeniem. Czy płakaniem w poduszkę. Stań się silna. Bądź

No i jeszcze się wkurzam, że jestem już 4 dni po terminie porodu....

środa, 24 września 2014

W roli głównej: błonnik

Wiemy, że jest ważny, ale czy wiemy czym jest? Błonnik to części roślin, które nie są trawione i wchłaniane w naszym układzie pokarmowym. Będąc w ciąży naprawdę doceniłam jego "dobroczynne" właściwości i myślę, że każda Mama przyzna mi rację:)

Ok, do czego nam ten błonnik, o którym tyle się mówi? Pomaga i to bardzo:

  • w obniżeniu złego cholesterolu
  • w wypróżnianiu (zaparciach/biegunkach) oraz gdy pojawią się hemoroidy 
  • w obniżeniu poziomu trójglicerydów
  • w regulowaniu poziomu glukozy we krwi (stabilizuje)
  • w walce z otyłością
  • w oczyszczaniu organizmu z toksyn i metali ciężkich

W Polsce spożywamy go dość niewiele - ok. 15g. Minimum to 20-30g aby nasze orgaznimy funkcjonowały jak się patrzy (dla przykładu w krajach mniej rozwiniętych spożywa się go nawet 60-80g, gdzie choroby układu wydalniczego są prawdziwą rzadkością).

Musimy jednak pamiętać, iż błonnik musi iść w parze z wypijaniem odpowiedniej ilości wody (ok. 2 litrów dziennie). Wchłania on bowiem wodę w jelitach, co może doprowadzić do jeszcze gorszych zaparć. Może też utrudniać wchłanianie niektórych mikroelementów, tj. żelaza, cynku czy wapnia - pamietajmy zatem o równoważnej, pełnowartościowej diecie.


Jakie produkty zawierają najwięcej błonnika? Między innymi:
  • awokado
  • bób
  • brukselka
  • chrzan i pietruszka
  • zielony groszek
  • karczochy
  • korzeń selera
  • fasola i soja (aż 15g na 100!)
  • soczewica
  • daktyle i żurawiny
  • jeżyny i maliny
  • marakuja (aż 15g na 100!)
  • porzeczki
  • wszystkie suszone owoce, zwłaszcza śliwki, brzoskwinie i figi
  • mak (aż 20g na 100!)
  • orzechy, zwłaszcza kokos
  • pełnoziarniste pieczywo (zwłaszcza polecam razowy żytni chlebek z soją i słoneczkiem)
  • otręby pszenne (ponad 40g na 100!)
  • płatki pszenne, żytnie i jęczmienne
  • kasza jęczmienna i gryczana
  • brązowy ryż


Starajmy się jeść pełnowartościowe produkty, a nie przyjmować kapsułki, tabletki i inne proszki. Gdy będziemy się zdrowo i racjonalnie odżywiać, apteki i sklepy z suplementami mogą dla nas nie istnieć!

A gdy napadnie nas ochota na coś słodkiego zjedzmy batonik muesli lub bounty - ze względu na dużą ilość wiórków kokosowych ma dużą ilosć błonnika. Pamiętajmy jednak, że to prawdziwa bomba kaloryczna. No i jeszcze jest popcorn;)

40. tydzień ciąży

Wygodna pozycja nie istnieje. Wszystko boli. Puchnę. Najchętniej bym tylko spała, ale nie mogę za długo leżeć bo drętwieję. Zgaga. Ból pleców. O bosze! Dzieciuchu wychodź!

Musimy jeszcze kupić łóżeczko. Zamierzamy na początku trzymać bejbika w głębokim wózku - sprawdza się to u mnie w rodzinie od lat, zatem będzie kontynuacja. Poza tym wydaje się, że wszystko mamy. Trwamy w oczekiwaniu.

Kilka tygodni temu byłam u fryzjera. Obcięłam moje do pół pleców długie włosy i nie żałuję. Jest mi o niebo wygodniej. Powinnam znów pójść już poprawić, aczkolwiek myśl o siedzeniu w fotelu bez ruchu, gdy Mała kopie jak szalona przyprawia mnie o mdłości. Zatem - po porodzie.


Teraz zapuszczamy;) Mój Misiek był bardzo dzielny i nawet zafundował mi zmianę fryzury, choć wiem, że uwielbia długie włosy. Kocham mojego wspierającego małża:)

Oczekiwanie jest okropne. Za trzy dni wyznaczony termin. Jak długo jeszcze przyjdzie mi się męczyć z moim brzuszyskiem i rozluźnionymi stawami? Trzymam kciuki, że niedługo. Dobiłam do 87 kg! Czyli na liczniku 22 przybrane kg w ciąży. No i Dzidziuch waży już 4 kg. To dopiero będzie zabawa jak się zacznie poród...

środa, 17 września 2014

Już od jutra....

Cały czas mnie to męczy. Skąd się bierze u nas ta potrzeba przekładania rzeczy na później, na jutro, na za tydzień? Zaobserowałam to też u osób wcale nie leniwych. Brak czasu, brak chęci, brak wystarczającej ilości energii? Brak czego?

To dotyka tak wielu sfer naszego życia - nie tylko sportu, czy sposobu odżywiania się, pracy, ale także nauki, sprzątania czy innych codziennych obowiązków. Już od jutra zacznę biegać. Muszę zacząć zdrowiej się odżywiać - zacznę od jutra, bo dziś zrobię sobie pożegnalną pizzę. Od juta będę sie uczyć godzinę dziennie. Zawsze chciałam podróżować - zacznę w przyszłym roku.

Niejednokrotnie odkładamy rzeczy, które chcemy zrobić. Tylko czy naprawdę naprawdę chcemy? Jak by to powiedział mój Misiek - jak chce Ci się pić nie zamawiasz frytek, a skoro zamawiasz frytki to wcale nie chce Ci się pić... 

Zachodzę w głowę skąd to przekładanie bierze się u mnie. Jestem w tym prawdziwym mistrzem!

Ciekawy artykuł przy okazji moich przemyśleń znalazłam na blogu Zbyszka Ryżaka apropos tego jak myślimy o sobie w przyszłości - warto, bo ciekawe [click].

Tymczasem ja walczę nadal ze sobą. Jestem na etapie analizy.... No i czekam na godzinę "W" - dziecko postanowiło zostać we mnie do końca świata najwyraźniej i wyjdzie gdy dostanie pierwsze zaproszenie na imprezę z okazji czyjejś 18-stki...


wtorek, 16 września 2014

Pokonać siebie?

Obudziłam się dziś rano z dziwnym uczuciem. Uczuciem trudnym do zidentyfikowania. Zaczęłam grzebać po sieci i przypadkiem trafiłam na bloga pokonacsiebie.com, który wydobył ze mnie pewną myśl: jestem leniem.... Całe życie kombinuję jak zrobić coś później, jutro, za tydzień, za miesiąc, a najlepiej żeby samo się zrobiło, a ja otrzymam jedynie efekty. Nawet studia zajęły mi ponad 10 lat!

Jak wiele rzeczy wciąż czeka niezrealizowanych, jak wiele marzeń i planów snuje się gdzieś w tyle mojej głowy - tego nie da sie policzyć na palcach obu rąk. I tam zostają... Niedługo będę Mamą. Ja? Ja jeszcze nie jestem świadoma siebie i tego "kim chce zostać jak dorosnę", a tymczasem mam być "role model" dla kogoś innego? To jest przerażające. Zawsze było mi łatwiej pchać innych do działania niż kopnąć w tyłek samego siebie. Nie poddaję się. Ja po prostu rzadko zaczynam... 

Przerażający jest fakt, że uświadamiam to sobie i chcę to zmienić, a mimo to myślę - no pewnie, już od jutra będzie lepiej, inaczej, łatwiej. Jak się zresetować? Jest to w ogóle wykonalne w moim przypadku? Jak pokonać samego siebie?



Kilka obrazków ku pokrzepieniu duszy - 3Miasto by Miś i jego iPhone:)


Molo w Orłowie



Sopot

Stocznia Gdańska

Port w Gdyni



piątek, 12 września 2014

9. miesiąc


Jestem ogromna. 38. tydzień. Wczoraj już myślałam że to "już". Ktokolwiek twierdzi, że skurcze próbne nie są bolesne powinien zostać skazany na długie i bolesne tortury.

Zatem czekam. Coraz bardzej niecierpliwie, jako że nie mogę się już ruszać. Do wstania z łóżka potrzebuję prawie że dźwigu, sikam co pół godziny (w nocy co godzina jupi!), moje kostki przestały istnieć, nawet pierścionek zaręczynowy leży grzecznie na półce bo się nie mieści na moje serdelki.
Jestem non stop głodna a po dwóch gryzach - najedzona i tak w kółko. Och proszę, niech już to się skończy!

Posumowując? Do tej pory przytyłam 19kg. Wyglądam i czuję się jak mamut (dosłownie i w przenośni, bo ogolenie nóg graniczy z cudem:D). Poruszam się jak morświn na lądzie o kaczym chodzie. Stan błogosławiony? Śmiem wątpić:)

Dziecko waży już ponad 3,5kg - w końcu z mamuciej jest rodziny... 3majcie kciuki, za chwilę godzina "W". Potem trzeba się będzie odnaleźć w nowej rzeczywistości. Dobrze, że mój kręgosłup został naprawiony, inaczej byłabym teraz w czarnej dupie...


sobota, 16 sierpnia 2014

Kolekcja Pre Fall 2014

Za miesiąc rodzę! Nareszcie! Ważę już 83,5kg, co oznacza, że przytyłam prawie 18kg, a to nie koniec. Uch uch będzie nad czym pracować. Od 4 miesiąca ciąży smaruję brzuch i biust kremem mającym zapobiegać rozstępom. Jestem morderczo regularna - sprawdzimy czy to faktycznie miało sens już po porodzie. 

Tymczasem brzuch coraz większy, bobas kopie jak szalony nie dając spać, stoi się ciężko, a mój kręgosłup odmawia posłuszeństwa po kilkuset metrach, więc spacery już powoli przestają wchodzić w grę. Obserwuję blogi, te wszystkie wyzwania i nowe propozycje ćwiczeń i planuje planuje PLANUJE. Zaczęłam rozpisywać sobie grafik powrotu do formy (hi hi zobaczymy czy dam radę wcielić go w życie:). Nawet nie wiecie jak tęsknię za aktywnością fizyczną!!

I nie tylko. Tęsknię też za moimi szpilkami i za toną ubrań, która w rozmiarze 38 grzecznie na mnie czeka i naprawdę liczę na to, że się doczeka. W ramach poprawy humoru przeglądałam sobie nowe kolekcje, które pojawiły się niedawno w moich ulubionych sklepach. Stworzyłam sobie kilka zestawów, których to składniki przygarnęłabym z największą przyjemnością:)

czapka ZARA - 49,90, szal ZARA - 99,90
płaszcz ZARA - 399 zł, t-shirt ZARA - 59,90
buty ZARA - 249,00, jeansy MANGO - 169,00

t-shirt ZARA - 39,90, buty ZARA Trf - 169zł
naszyjnik ZARA - 99,90, spodnie ZARA - 169zł,
płaszcz ZARA - 399zł, torba MAKO BAGS - 830 zł

t-shirt ZARA - 29,90, buty ZARA - 149zł
okulary RESERVED - 39,90, jeansy ZARA - 199zł
sweter ZARA 199zl, torba ZARA - 169zł

torebka ZARA - 119zł, buty ZARA - 119zł
czapka ZARA MAN - 79,90, kombinezon ZARA - 169zł
kamiezelka BERSHKA - 179,90, bransoletki STRADIVARIUS - 34,90
szal ZARA - 99,90

futerko STRADIVARIUS - 239,90 zł, kozaki VENEZIA - 559zł
naszyjnik ZARA - 99,90, sukienka ZARA - 199zł
torebka ZARA Trf - 79,90, perdumy Tierry Mugler Angel - od 249zł

Zara w tym roku bardzo przypadła mi do gustu - tak ten, jak i poprzedni sezon jest dla mnie strzałem w 10-tkę. A ja instynktownie nadal wybieram ubrania w kolorach, które kocham: beże, szarości i czernie:) Już nie mogę się doczekać pierwszych prawdziwych zakupów, gdy dojdę do siebie:):):)

piątek, 15 sierpnia 2014

W roli głównej: magnez

Jestem w 8. miesiącu ciąży i nie powiem, żeby było lekko. Od niedawna dopadają mnie skurcze łydek nad ranem, co jest naprawdę mało przyjemne. Zazwyczaj udaje mi się zareagować dość szybko i napiąć mięsień, zanim on sam postanowi coś z tym zrobić, niestety kilka dni temu mi się to nie udało i łydka promieniowała bólem przez kilka dni.

Wszystkie wyniki badań mam w porządku (tylko hormony tarczycy mają mnie w głębokim poważaniu, ale minimalnie, więc trzeba je będzie ustawić w najbliższym czasie), a suplementom diety mówię stanowcze NIE. Przyswajalność witamin i minerałów z tabletek sięga rzędu 5-10%, więc szkoda mi tak wątroby jak i pieniędzy. Z jedzenia natomiast 30-40%. Dla przykładu: moja bliska koleżnka, która obecnie jest miesiąc do tyłu za mną i bierze codziennie dwie garście leków witaminowych ma ciągłe niedobory czegoś, a ja z moją urozmaiconą dietą mam się całkiem dobrze. To tylko potwierdza moją teorię.

A zatem dopadły mnie skurcze. Brak mi magnezu. Dorosły człowiek potrzebuje ok. 300mg tego pierwiastka na dobę, a kobieta w ciąży - aż 450! Gdzie go znaleźć?

  • w pestkach dyni - w 100g znajduje się 540mg magnezu
  • w otrębach pszennych - 490mg/100g
  • w kakale (ale tym gorzkim, prawdziwym) - 420mg/100g.
  • w zarodkach pszennych - 315 mg/100g
  • w migdałach - 270mg/100g
  • w kaszy gryczanej - 218mg/100g
  • w soi - 216mh/100g
  • w białej fasoli - 170mg/100g
  • w gorzkiej czekoladzie - 165mg/100g
  • w orzechach pistacjowych - 158mg/100g
  • w orzechach laskowych - 140mg/100g
  • w płatkach owsianych - 130mg/100g
  • w grochu i ciecierzycy - 124mg/100g
  • w szpinaku - 53mg/100g
  • w bananach - ok 65mg w jednym owocu
  • w makrelach i dorszach - 30mg/100g
Wystarczy, że włączymy powyższe produkty do naszej diety i wyrównamy pożądany poziom w organiźmie, a skurcze odejdą - sprawdziłam - działa! Moja znajoma biorąca suplementy diety z magnezem nadal się ze skurczami męczy. Dla mnie rachunek jest prosty.



Jednak magnez to nie tylko pierwiatek zapobiegający skurczom mięśni. Stabilizuje on funkcje układu nerwowego, usprawnia pracę mózgu, poprawia pamięć. Jest ważnym elementem procesu przemiany węglowodanów, białek oraz tłuszczy - warunkuje dostawę energii do wszystkich komórek naszego ciała.
Magnez jest także odpowiedzialny za właściwe działanie układu naczyniowo-sercowego - zapobiega chorobom serca oraz pomaga je leczyć. Dlatego też nie zaniedbujmy naszego menu i dbajmy by znalazł się w nim magnez.


czwartek, 31 lipca 2014

Jak szybko i skutecznie pozbyć się tłuszczyku?

Niedawno przeczytałam artykuł w Womens Health na temat naprawdę prostego i skutecznego sposobu na gubienie zbędnego tłuszczu zgromadzonego w naszym ciele. Sama nie mam okazji ich teraz sprawdzić, ale jeszcze do tego wrócę, tymczasem podrzucam Wam - może ktoś ma ochotę wyeksplorować temat:)

Trener Alwyn Cosgrove specjalnie dla Men's Helath opracował zestaw odchudzających ćwiczeń, w którym to znalazł się między innymi zestaw tylko dwóch ćwiczeń: wymachy ciężarkiem i krokodylki. Polega to na wykonywaniu 15 powtórzeń każdego ćwiczenia na zmianę bez przerwy, następnie 14, aż dojdziemy do jednego powtórzenia. Czyli 15 wymachów, 15 krokodylków, 14 wymachów, 14 krokodylków itd itd. W sumie nazbiera się tego sporo i porządnie się zmachamy. Jeżeli ktoś dopiero zaczyna lepiej jest zacząć od mniejszej ilości powtórzeń, np. 8 i schodzić w dół. Potem dokładać sobie po 1-2 powtórzenia, aż dojdziemy do 15.

Wyzwanie? Spróbujcie:) Podobno ćwiczenia są bardzo skuteczne. Już po dwóch tygodniach widać znaczne efekty. Plusy? Nie trzeba wychodzić z domu, ćwiczenia nie obciążają mocno stawów, więc będą dobre także dla osób z większą nadwagą, a co więcej jeszcze godzinę po ćwiczeniach nasz organizm spala kalorie jak szalony!

Poniżej filmiki jak prawidłowo wykonać ćwiczenia:)

1. Kettlebell / Dumbbell (wymachy)



2. Burpiees (krokodylki)


wtorek, 15 lipca 2014

Infografika - zmęczenie

Też Was czasem dopada? Jak sobie z nim radzić - znaleziona infografika przedstawia to w super prosty sposób:) - odpowiedzią jest RUCH, RUCH i jeszcze raz RUCH!


Nooo może poczekajmy aż zajdzie słońce:) Jestem w odwiedzinach w rodzinnej Warszawie i nie wiem jak u Was, ale tu jest istny piekarnik!

sobota, 12 lipca 2014

Bielizna sportowa - biustonosz

Od wczoraj pogoda w Trójmieście jest naprawdę okropna - dziś pada cały dzień bez przerwy, jest szaro i buro. Gdybym mogła znaleźć wygodną pozycję do leżenia to nie wychodziłabym dziś z łóżka. Mój Misiek jest od ponad tygodnia w Stanach i ten stan potrwa czas jakiś. Od kilku dni zwiedzaja Wielki Kanion Kolorado, czego strasznie mu zazdroszczę. Jednak 7 miesiąc ciąży skutecznie mnie uziemił.

Moje myśli od kilku dni mocno krążą wokół czasu "po". Po ciąży. Po porodzie. Po połogu. Gdy wreszcie pozbędę się tego wielkiego brzucha, zaleczę kręgosłup i zajmując się wyczekanym bejbikiem,, zacznę zrzucać te nadprogramowe kilogramy. Na początku jak się domyślam będzie ciężko i pozostaną mi jedynie spacery. Jednak gdy tylko mój kręgosłupowy fizjoterapeuta da zielone światło, zaczynam:) Domyślam się, że będzie to wyzwaniem, mając maleństwo w domu, które będzie żądać uwagi 24h/dobę, to wierzę, że chcieć to móc.

Ocknęłam się dziś, że przecież nie będę miała w czym ćwiczyć. Przytyłam dwa rozmiary, których szybko nie zgubię, a mój biust rozmiarem przypomina domek jednorodzinny, którego nie upakuję w żaden z biustonoszy, które posiadam. Potrzebuję nowego i to takiego, który dobrze podtrzyma te dwa klocki (jeżeli będę karmić to dodatkowo ciężkie od mleka). Będę musiała zainwestować w nowy.

Przegrzebałam różne sklepy internetowe i oto przed jakim staję wyborem:

Enamora Secrets - 73,33 zł (przeceniony ze 107zł) - sklep Enamora


Rebound Racer - 139 zł (przeceniony ze 159 zł) - do kupienia w Zalando


Juno - 139 zł (przeceniony ze 179 zł) - do kupienia w Zalando


Panache Sport - 199 zł - do kupienia w Ergo-sklep



Shock Absorber - 239 zł - do kupienia w Sklepie Biegacza



 Wszystkie to specjalistyczne staniki, które podtrzymają biust także podczas mocniejszego ruchu. Muszę się poważnie zastawnowić, czy nie zainwestować w coś droższego, ale lepszego.

A dla zainteresowanych  -dziewczyny z Mambra przygotowały krótki filmik jak dobrać stanik sportowy - polecam:)





piątek, 11 lipca 2014

Czas przecen


Wszędzie zniżki i ceny obniżone o 10,15,20,30, a nawet 50%! Jak nie dać się zwariować i nie roztrwonić resztek pieniędzy na rzeczy, które tak naprawdę nie są nam potrzebne? Często kupujemy w poczuciu, że przecież "oszczędzam kupując te spodnie/buty/torebkę". Jednak czy napradę? Nie dajmy się ponieść chwili o dużej przecenie, gdyż skończymy z szafą pełną rzeczy, które tak naprawdę nie są nam potrzebne i wcale tak bardzo nam się nie podobają, a co jeszcze gorsze, w ogóle mogą nie pasować do pozostałych naszych ubrań i okaże się na koniec, że nigdy tego nie założymy.

Przede wszystkim nie kupuj już teraz od razu. Przymierz, przemyśl, przejdź się na kawę a nawet prześpij z daną myślą - na pewno nie zginie w jeden dzień, a Ty będziesz pewna, że kupujesz to, na co naprawdę masz ochotę.

Najlepiej wybieraj rzeczy, które i tak byś kupiła - warto inwestować w rzeczy typu basic - białe i czarne topy, klasyczne jeansy, czarną spódnice czy marynarkę, a także kurtkę jeansową, skórę czy klasyczny płaszcz. Są to rzeczy ponadczasowe, które założymy za rok, ale i za lat 5.

Jest to dobry moment również na kupienie rzeczy, na które zawsze miałyśmy ochotę, ale było nam szkoda pieniędzy czy też odświeżenie naszej szafy - sprawdźmy czego nam brakuje, co byśmy chciały dodać i z tą myślą idźmy na polowanie.

Pamiętajcie, że jeżeli odstrasza Was długa kolejka lub nie macie czasu - idźcie prosto do kasy lub kupcie przez Internet i przymierzcie na spokojnie w domu (upewnijcie się tylko, że sklep przyjmuje zwroty). W ten sposób będziecie miały możliwość sprawdzenia do czego dana rzecz będzie pasować.

Lubię ubrania, kocham buty, moja szafa pęka w szwach. Gdy przeprowadzałam sie do Gdyni z Warszawy będąc już w ciąży wzięłam zaledwie kilka rzeczy, reszta czeka grzecznie w moim rodzinnym mieście, aż będę mogła je na siebie założyć. W obecnym mieszkaniu zwyczajnie nie ma na nie miejsca. A ja teraz mam ogromny brzuch i dwa razy większy tyłek (stopy też zresztą, to chyba w ramach utrzymania równowagi, żeby brzuch nie przeciążył:D). Przez całą ciążę nie robiłam zakupów, bo i po co, choć nie powiem kusiły piękne szmatki z okien wystawowych. Ech... Postanowiłam jednak odłożyć na czas przecen i wydać na rzeczy, które przez te kilka miesięcy przykuły moją uwagę, porządnie się nad nimi zastanowiłam i wybrałam te, które warto mieć. Będąc w 7.miesiącu ciąży kupiłam kilka rzeczy, które przecen doczekały a ja z ogromną przyjemnością schowałam je do swojej szafy. Będą czekać na mnie i kibicować mi w powrocie do formy po ciąży.

A oto moje zdobycze (w tym roku padło całkowicie na Zarę):

Zara - klapki na korkowym koturnie 149 zł (przecenione ze 399zł)

Zara - białe lniane szerokie spodnie 79 zł (przecenione ze 199zł)

Zara - khaki koszulowa sukienka 69 zł (przeceniona ze 169zł)

Zara - beżowy koperotwy sweterek 39 zł (przeceniony ze 69zł)

Zara - białe koronkowe spodenki 119 zł (przecenione ze 169zł)

Zara - kobaltowa koszulka na ramiączka 69 zł (przeceniona ze 169zł)

Zara - żółta marynarka 249 zł (przecenione ze 369zł)

Wydałam więc kupę pieniędzy, ale oszczędzałam na nie ponad pół roku i stwierdzam, że było warto. Wszystkie te rzeczy czekały na przeceny od wczesnej wiosny i dzięki wstrzemięźliwości mogłam kupić prawie wszystko, co chciałam:) Wszsytko można ze sobą łączyć, a gdy dodam do tego klasyczne jeansy i topy, które już posiadam, możliwości są nieograniczone:) 

A jak Wasze zdobycze? Lubicie przeceny? Czy raczej ich unikacie? 

niedziela, 6 lipca 2014

Moja inspiracja: Maria Kang - wzór do naśladowania

Maria Kang - kobieta po 30stce, matka trójki dzieci, fitnessowa blogerka i działaczka. Kobieta sukcesu. Sukcesu, na który sama ciężko zapracowała, a mimo to spotyka się z ogromnymi falami krytyki. A od kogo? Głównie od kobiet i to kobiet, która są matkami. Jest oskarżana o oszustwa, operacje, a także o budowanie "niedoścignionego, nierealnego i niemożliwego do osiągnięcia wizerunku przez zwykłą kobietę zajmuącą się domem i dziećmi". Najwięcej jadu popłynęło po opublikowaniu tego oto zdjęcia:


Wygląda rewelacyjnie nieprawdaż? Napracowała się sporo, aby osiągnąć figurę, jaką teraz ma, ciąże pozostawiły po sobie rozstępy, które mimo wszystko (kremy, masaże i umięśnienie ciała) są widoczne tylko z bliska. Jak sama o sobie mówi, nie jest idealna, ale stara się by cel - zdrowie i dobre samopoczucie - nie został przysłonięty wymówkami, które do niczego nie prowadzą.

Maria sama zajmuje się swoimi trzema synami, nie ma opiekunki, ani sprzątaczki czy kucharki. Nie zarabiają z mężem milionów i nie są też bogaci. Co zatem robi, aby pogodzić życie rodzinne i opiekę nad dziećmi z pracą i fitnessem? Trzyma się zasad, które sama sobie narzuciła i porzuciła wszelkie wymówki!

Maria wstaje bardzo wcześnie i o 6:30 jest juz na siłowni, by o 8 móc już zająć sie swoimi dziećmi, następnie zasiada do pracy. Jada 5 posiłków dziennie o z góry zaplanowanych porach. Jej gówną motywacją są jej dzieci i chęć bycia zdrową by jak najdłużej z nimi być; jej mama miała dużą nadwagęi widziała jak wygląda życie takiej osoby i jej dzieci. Ponadto ciągle ustanawia sobie jakieś cele krótko- i długoterminowe - może to byc bieg, wakacje, zdobycie nowej umiejętności - to pcha ją do przodu.

I nigdy przenigdy nie odpuszcza treningów! Jeżeli nie moze się zebrać szuka w internecie motywujących zdjęć i sentencji, Takowe porozwieszane są po całym jej domu a nad biurkiem wiszą cele do osiągnięcia, aby nigdy nie zapomniała do czego dąży.

Odżywia się zdrowo, nie stosuje żadnej konkretnej diety ani nie stosuje suplementów - wierzy, że odopowiednio dobrana zbilansowana dieta dostarczy organizmowi wszsytkiego, czego ten potrzebuje. Raczej unika alkoholu, choć zdarza jej się wypić kieliszek czerwonego wina lub jedno piwo. Jej słabostkami jest czekolada i muffiny, na które czasem sobie pozwala. Jej motto brzmi: "Food is Fuel" (z ang: jedzenie jest paliwem).

Jej rada dla osób dopiero zaczynających przygodę z fitnessem:
Znajdź to, co Cię motywuje, zapisz to sobie, wyznacz sobie cele i sprecyzuj kiedy chcesz je osiągnąć. Zbuduj plan i postępuj wg niego, choćby nie wiem co. Zacznij powoli, stopniowo buduj swój sukces i zrozum, że nic nie można osiągnąć bez pewnych poświęceń. Ucz się, edukuj i znajdź wzory do naśladowania. Jeżeli masz chwile zwątpienia, czujesz się zmęczony fizycznie lub psychicznie, powtarzaj sobie: dyscyplina, determinacja i działanie (ang: Discipline, Determination and Drive - 3D's). Jeżeli zabraknie ci tych trzech rzeczy - przegrasz.

Więcej na: www.mariakang.com