piątek, 27 czerwca 2014

Kosmetyki kosmetyki kosmetyki

Chyba nigdy w życiu nie używałam takiej ilości kosmetyków, co teraz gdy jestem w ciąży. Początkowo do kremu do twarzy, dołożyłam tylko krem na rozstępy, bo choć wiem, że tego typu kosmetyki nie pomagają dużo, to zawsze lepiej troszkę niż wcale. Rozciągająca się skóra na rosnącym brzuchu potrafi koszmarnie swędzieć, co bywa bardzo nieprzyjemne. Kremy pomagają. Współczuję babeczkom 50 lat temu...

Poskładałam do kupy wszystkie kosmetyki, jakie są w bieżącym użyciu i ze zdziwniem stwiedziłam, że jest ich cała masa! Może to kwestia dużej ilości wolnego czasu, teraz gdy jestem na zwolnieniu i mam wreszcie czas, aby zająć się sobą. 


Co mogę szczególnie polecić?
  1. Garnier seria Czysta Skóra - ja używam kremu Active, który chyba został już wycofany ze sprzedaży (nad czym ogromnie ubolewam) oraz combo 3w1: żel - peeling - maseczka do mycia twarzy rano (wieczorem stosuję Neutrogenę, której na zdjęciu zabrakło, a nie jest niestety do kupienia w Polsce)
  2. Szampon i odżywka Syoss do włosów bardzo zniszczonych - nie obciąża włosów, sprawia, że włosy są puszyste i przyjemne w dotyku - zakochałam się w tym zestawie
  3. Krem po depilacji Avon z serii Skin so soft, którego też teraz nie mogę nigdzie dostać:(
  4. Krem do rąk Berkeley Square Cometics - Fig&Cherry - przyjemny zapach, szybko się wchłania i nie pozostawia tłustych dłoni
  5. Peeleing pod prysznic do ciała Farmony Tuttti Frutti Liczi & Rambutan - pięknie pachnie, sprawia że skóra staje się gładka i przyjemna w dotyku
  6. Masło do ciała The Body Shop - wybieram zawsze ten o zapachu jagody (w związku z dość wysoką ceną, zawsze czekam na przeceny - ten czas właśnie nastał) - zapach na skórze utrzymuje się naprawdę długo
  7. Krem wzmacniający przeciw rozstępom Tołpa dermo body - specjalnie dla kobiet w ciąży i po porodzie - skóra jest elastyczna i nie swędzi, wchłania się naprawdę szybko (poprawiłabym tylko jego zapach, który kojarzy mi się z wiskey:)
  8. Ujędrniający samoopalacz w balsamie Lirene - łatwo się rozprowadza i nie pozostawia smug, przyciemnia skórę - dzięki temu przy pierwszym plażowaniu nie wyglądam jak córka młynarza:) a w tym roku, gdyż plazowanie odpada, przydaje się tym bardziej
  9. Lakier i pianka do włosów proSeries marki Wella - nie obciąża i nie skleja włosów - jestem pod wrażeniem i nie dam się namówić na żadne inne produkty
Na zdjęciu jest jeszcze krem Wella do prostowania włosów (nie przypadł mi do gustu, ale stosuję w ramach ochrony), krem na dzień nawilżający i na noc przeciwzmarszczkowy Nivea - zwłaszcza ten na noc jest zbyt tłusty - nadal zatem szukam idealnego. Może ktos może coś polecić?
Krem pod oczy Avon jest całkiem fajny, ale efektów zbytnich nie widzę (używam regularnie już pół roku) oraz BB Krem Garniera - okropny, tłusty, ciężki i trudny do aplikacji (moja mieszana cera bardzo go nie lubi).

Kiedy minęły te czasy, że miałam jeden krem i szczoteczkę do zębów?:)

czwartek, 26 czerwca 2014

Czyją winą obarczymy naszą kolejną porażkę?

Wpadłam dziś na wpis Marii Kang na jej profilu na FB:

"When I was 30lbs overweight (before kids) I told myself that my metabolism was damaged from years of dieting/bingeing and I could never get to a weight I felt comfortable in again. I was convinced my genetic disposition to be heavier finally caught up to me and I was losing the battle. I began accepting my story and filled my wardrobe with maxi dresses and yoga pants. I hid the scale and tried not to look in the mirror because I hated myself. NOTE: I didn't hate my body. I hated myself. I hated my lack of discipline, my inability to control my actions and my blameful attitude. One day I realized it wasn't the pressure I felt from society, or my genetics, or my sugar addiction caused by young habits and the food industry - when I finally blamed me, I found my power. I made no more excuses. You can't win if you are the victim of your story. You must become your own hero. I told myself that I will eat healthy and exercise and however my body manifested..it was beautiful! I told myself that I can be healthy after having kids, after turning 30, after dealing with a incredibly busy life, I CAN be fit.
Once I believed it, I became it. You must first believe and re-tell your own story."

(z ang: Gdy miałam 13,5 kg nadwagi (zanim urodziłam dzieci) mówiłam sobie, że mój metabolizm jest zrujnowany przez lata stosowania diet naprzemiennie z objadaniem się i nigdy nie osiągnę wagi, w której czuję się dobrze. Byłam przekonana, że moja genetycznie uwarunkowa skłonność do bycia cięższą wreszcie mnie dopadła i przegrałam bitwę. Zaczęłam akceptować moje życie i wypełniłam szafę długimi sukienkami i luźnymi dresowymi spodniami. Schowałam wagę i starałam się nie patrzeć w lustro, ponieważ nienawidziłam siebie. UWAGA: Nie darzyłam nienawiścią swojego ciała. Darzyłam nią siebie. Nienawidziłam mojego braku dyscypliny, mojego braku umiejętności kontrolowania swoich poczynań i potępiającej, obwiniającej postawy. Pewnego dnia zdałam sobie sprawę, iż powodem nie jest nacisk, który czułam ze strony społeczeństwa, ani moja genetyka czy też moje uzależnienie od cukru, nabyte podczas przyzwyczajeń z czasów dzieciństwa i z powodu rodzaju jedzenia, jaki jest na rynku - wtedy wreszcie obwiniłam siebie i w tym znalazłam siłę. Skończyłam z wymówkami. Nie możesz wygrać, jeżeli jesteś ofiarą swojej własnej historii. Musisz stać się swoim własnym bohaterem. Powiedziałam sobie, że będę jeść zdrowo i ćwiczyć i jakkolwiek moje ciało na to zaeraguje... jest piękne! Powiedziałam sobie, że moję być zdrowa po urodzeniu dzieci, po przekroczeniu trzydziestki, mając bardzo zabiegane życie, MOGĘ być fit!
Kiedy w to uwierzyłam, stałam się taką, jaką chciałam być. Na początek musisz uwierzyć w siebie i opowiedzieć na nowo swoją historię."


Powiem Wam, że zgadzam się całkowicie z tym, co napisała. Zawsze winimy sytuację, brak pieniędzy, czasu, trudności życiowe, genetykę i skłonności do tycia, przy okazji nie lubimy naszego ciała, nie akceptujemy go i nie szanujemy. Nie potrafimy przyznać sami przed sobą, że każdy z nas ma w sobie tą siłę do zmian, determinację, która pozwoli nam się stać lepszym człowiekiem, jeżeli tylko przestaniemy szukać wymówek i ulegać każdej pokusie, jakby była tego warta. Szczerość przed samym sobą i akcetpacja - klucze do sukcesu, który jest tuż za rogiem!







niedziela, 8 czerwca 2014

Ciężar ciężarnej

Jest mi okrutnie niewygodnie, bolą mnie plecy, w ciągu dnia nogi i dłonie puchną, biegam do łazienki co pół godziny a bejbik kopie jak szalony. A to dopiero 6 miesiąc! Ledwo mogę dosięgnąć do swoich stóp żeby założyć skarpetki i buty, golenie nóg staje się akrobacją, do której trzeba mieć nie lada umiejętności, a wstawanie z łóżka, czy przekręcanie się w nocy z boku na bok, to pasmo niekończąceg się bólu i niewygody. Ufff... Zazdroszczę tym dziewczynom, które przechodzą ciążę jak gdyby nigdy nic. Ja czuję się jak napompowana hipopotamica, która ledwo kuśtyka.

Niestety tyję też więcej niż potrzeba. Nie powiem - to absolutnie moja wina. Jestem w kółko głodna i folguję sobie. Mój popsuty kręgosłup nie pozwala mi chodzić na basen ani wykonywać żadnych ćwiczeń, więc staram się chodzić na długie spacery - zawsze to jakiś ruch. Ostatnio niestety bejbik układa się tak, że brzuch w pozycji pionowej jest nie do wytrzymania - napięty i obolały. Nie poddaję się jednak, mam nadzieję, że to chwilowe.

Z pozytywnych wiadomości - mogę rodzić naturalnie. Kręgosłup zaleczony na tyle, że nie będzie wadził. Rozmawiałam z moim fizjoterapeutą na temat porodów i powiem jedno: żadnego cięcia! Dla mojego dobra i mojego nienarodzonego dziecka! Cesarka to bardzo poważna operacja, która wiąże się z długą regeneracją kobiety, leczeniem kolejnych powłok, a mięśnie brzucha już nigdy mogą nie wrócić do poprzedniej sprawności. Dla dziecka z kolei - ogromny stres i brak naturalnego procesu przygotowawczego do życia w zupełnie innym nieznanym mu środowisku. Są oczywiście sytuacje, gdy cesarka jest konieczna, mam jednak nadzieję, że wszystko pójdzie dobrze i dane mi będzie przejść ten proces w sposób, w jaki natura to sobie obmyśliła.

Z moich wcześniejszych ciążowych planów nie pozostało praktycznie nic. Chciałam być super aktywna, chodzić na siłownię i basen (nawet mam kostium na tą okoliczność!), zajęcia dla ciężarnych przyszłych mamusiek, jednak mój przepuklina lędźwiowa skopała mi tyłek.Muszę się jednak otrząsnąć z tego marazmu, spróbować uregulować mój jadłospis i codzienną aktywność, bo przede mną całe wakacje. Nie chcę ich spędzić z krzywą miną i wiecznym niezadowoleniem z życia. W końcu nikt nie mówił że będzie łatwo:)

Tymczasem pozdrawiam Was w moim 79 kilogramie wagi:)