poniedziałek, 30 listopada 2015

Zdanie sobie z czegoś sprawy to już pierwszy krok

Zaczęłam się ogarniać: wyrzucam, oddaję, sprzedaję. Najważniejsze - NIE KUPUJĘ!! Niech wasze wrażenie jednak nie będzie mylne, daleko mi do perfekcji i nadal mam tonę crapu. Na razie skrobię po powierzchni tego wszystkiego. Czeka mnie tona pracy nad sobą, nad moim otoczeniem i spojrzeniem na świat rzeczy.

Ajka napisała w którymś ze swoich naprawdę starych postów, że do minimalizmu trzeba dojrzeć, trzeba znaleźć własną drogę do niego i swoją własną jego wersję. Nic nie dzieje się z dnia na dzień, wszytko trzeba na spokojnie przemyśleć i znaleźć odpowiedzi na pytania, które sami sobie stawiamy. Ja pytania nadal stawiam, odpowiedzi jak na razie mam mało, powoli, pomalutku przekraczam granice swojej strefy komfortu i opróżniam chomiczą norę. Przeglądając każdą kolejną szafkę, pudełko czy kuferek pozbywam się może 10, może 15 procent, ale dla mnie jest to i tak ogromny krok na przód.

"Sztukę prostoty" Dominique Loreau przeczytałam ponad pół roku temu - to była moja pierwsza styczność z minimalizmem. Dała mi dużo do myślenia, ale odstawiłam na półkę i jakoś nie wracałam przez ten czas do niej ni razu. Jednak coś we mnie kiełkowało, aż wreszcie pękło. Kilkadziesiąt przeczytanych tekstów o minimaliźmie w najróżniejszych postaciach wyewoluowało w pewne konkluzje. Jedną z głównych jest to, że jesteśmy (większość z nas, oczywiście nie wszyscy) niezwykle głęboko związani z naszymi śmieciami (tfu przepraszam "skarbami"). Jednak gdy umrzemy, to zwyczajnie zostawimy naszym dzieciom i przyjaciołom cały ten śmietnik do posprzątania. Nic więcej.

Zastanówcie się nad tym: czy gdy odwiedzacie swoich rodziców, dziadków lub ciocie i wujków myślicie sobie: "ile tu jest bibelotów, nikomu niepotrzebych szpargałów, jakie te szafki są zapchane" czy też "a po co cioci cztery komplety sztućców, a mamie 2 szafy pełne firanek i prześcieradeł, przecież okna magicznie się nie rozmnożą, a łóżek już więcej to mieszkanie nie pomieści". Ale czy potraficie w ten sam sposób, w oderwaniu od emocji, spojrzeć na Wasze mieszkania? Wasz crap? Książki, które przeczytaliście i od tej pory pokrywają się kurzem, ubrania i buty, których nigdy nie nosicie, wypchane kosmetykami kuferki do makijażu, których nie pamietacie nawet, że macie, szafki w łazience pełne kremów i mazideł, których data ważności już dawno przeminęła. Nietrafione prezenty powpychane w głąb szafek, ozdoby i bibeloty, które często pasują do siebie jak pięść do oka oraz tony innych klamotów, których wam szkoda, bo "może się kiedyś przydadzą". Ile razy słyszałam, ba! sama tak kiedyś stwierdziłam, że zwyczajnie potrzebuję dużego domu, żeby trzymać w nim wszystkie rzeczy, które mam, wtedy zawsze będę miała porządek. Gówno prawda! Jeżeli nie zrobicie porządku w waszych głowach i nie zabijecie w sobie manii posiadania to duży dom zaowocuje jedynie jeszcze większym bajzlem - zwyczajnie zwiększy wam się powierzchnia magazynowania....


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz