tag:blogger.com,1999:blog-88866019851721941662024-03-29T04:29:47.195+01:00Babskie bla blawszystko co w babskiej głowie siedziDorahttp://www.blogger.com/profile/08892091854130602846noreply@blogger.comBlogger121125tag:blogger.com,1999:blog-8886601985172194166.post-61446685232797626172018-02-25T21:49:00.000+01:002018-02-25T21:49:26.717+01:00Nie od razu miła, nie od razu<blockquote class="tr_bq">
<span style="background-color: white;">"<span style="font-family: "lora" , serif; font-size: 16px;">Nie oczekuj, że zobaczysz rewelacyjne zmiany w swoim ciele już po miesiącu. Tuczyłaś się całą zimę i kawałek wiosny, daj więc sobie przynajmniej trzy miesiące by odwrócić tendencję" [Angie z <a href="http://blog.powerworkout.pl/2012/04/zajadam-problemy-niestety-nie-znikaja_7.html" rel="nofollow" target="_blank">Powerworkout</a>]</span></span></blockquote>
No właśnie do wczoraj myślałam: miesiąc wystarczy, żeby coś zaczęło się dziać. Tymczasem faktycznie przecież dupa mi rosła całą ciążę i (z przerwami ale jednak) 3 lata z nakładem, bo tyle ma moja córa. Muszę dać szansę mojemu ciału, nie dać głowie poddać się za wcześnie.<br />
<br />
Zatem daję sobie 3 miesiące. Jeżeli na początku czerwca nie będzie efektów to pakuję wszystkie moje ubrania rozmiar 34 i 36 i wystawiam od złotówki na Allegro.<br />
<br />
Zasady są proste:<br />
1. Unikam cukru i wysoko przetworzonego jedzenia<br />
2. Nie przekraczam dziennie 1400 kcal (moje BMR to teraz ok 1520 kcal)<br />
3. Zmniejszam porcje i jem świadomie<br />
4. Ruszam się na początek 3 razy w tygodniu po min 15 obwód z ciężarami<br />
5. Pamiętam, że spasłam się na własne życzenie, nikt mi jeżyków i pizzy do gardła nie wpychał.<br />
<br />
I takie motto na najbliższy czas:)<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhCglcj8Tdh2n6PA4QloFKnE5sY1qyLKAJgFvx4wBFGhhqX4nZT2ymllLq8BCjKSMBm1w3Gl2kthPRmdVTAVIVGPuf6NPSNVn2JWEZlY1oV78Yys8CavU_-kD8TsXrn8ctiJVIlczhPp1gs/s1600/nei+jestes+psem.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="624" data-original-width="624" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhCglcj8Tdh2n6PA4QloFKnE5sY1qyLKAJgFvx4wBFGhhqX4nZT2ymllLq8BCjKSMBm1w3Gl2kthPRmdVTAVIVGPuf6NPSNVn2JWEZlY1oV78Yys8CavU_-kD8TsXrn8ctiJVIlczhPp1gs/s320/nei+jestes+psem.jpg" width="320" /></a></div>
<br />
<br />
<span style="background-color: #010508; color: white; font-family: "lora" , serif; font-size: 16px;"><br /></span>Dorahttp://www.blogger.com/profile/08892091854130602846noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-8886601985172194166.post-379674650083050912018-02-24T17:26:00.000+01:002018-02-24T17:27:35.681+01:001/6 roku za namiW listopadzie siedziałam nad kartką, na której zapisałam swoje wymiary, myśląc o mamo, ale się spasłam. Minęły już 3 lata odkąd urodziła się Sabina a ja nadal wyglądam jakbym urodziła miesiąc temu. Pomyślałam ogarnę się. Po miesiącu niewiele się zmieniło a ja miałam wrażenie że jestem ciągle głodna. Frustracja skończyła się paczką jeżyków i dobrym filmem. Jakoś nie czułam się przez to gorzej. Drugi zryw był po Nowym Roku (a jakże by inaczej). Nawet rozpisałam sobie plan - jedzenia, ćwiczeń, miałam przygotowaną tabelkę z wynikami wraz z wykresem... Po miesiącu frustracja wróciła z paczką jeżyków i pizzą na obiad.<br />
<div>
<br /></div>
<div>
Mniej więcej od tamtej pory moje "365 dni to 365 nowych możliwości" zostało zdegradowane do "o jeżu jak mi się nic nie chce" i póki co w tym tkwię. Szczerze mówiąc zaraz po porodzie miałam większą determinację żeby doprowadzić się do porządku niż teraz. Moje ciało nie reaguje na mnie, albo popełniam jakieś błędy, których sama nie dostrzegam (bądź wypieram) i przez to wyników brak. Gdy nie widać efektów nie potrafię znaleźć w sobie siły na parcie dalej. I tak wiem, efektów nie będzie od razu, ale po miesiącu powinno się coś ruszyć czyż nie?</div>
<div>
<br /></div>
<div>
Kiedyś myślałam - małe kroczki. Potem stwierdziłam: a huk z tym małymi kroczkami przepaści nie przeskoczysz. Ale może jak zwykle chodzi o ten złoty środek. Najpierw trzeba przydreptać do krawędzi by móc skoczyć. Czyli co? Bierzemy rozbieg?</div>
<div>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgZuZnjFrgWRQx8WXssXyGQCGxh-GpDGwl8NuePK5B6-Od1urd4sMb-dPz9p4YpBnOOti-RZkJ_b15jkU8rZ76c-uwk1NciLdBPtvqTwt2f6tyH3hooadkIBqiwcANmbbwKCLDwq2MhTqeD/s1600/its+worth+it.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="401" data-original-width="477" height="269" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgZuZnjFrgWRQx8WXssXyGQCGxh-GpDGwl8NuePK5B6-Od1urd4sMb-dPz9p4YpBnOOti-RZkJ_b15jkU8rZ76c-uwk1NciLdBPtvqTwt2f6tyH3hooadkIBqiwcANmbbwKCLDwq2MhTqeD/s320/its+worth+it.jpg" width="320" /></a></div>
</div>
Dorahttp://www.blogger.com/profile/08892091854130602846noreply@blogger.com0Polska51.919438 19.1451359999999841.8679415 -1.5091610000000202 61.9709345 39.799432999999979tag:blogger.com,1999:blog-8886601985172194166.post-82948004243536497352017-11-27T22:50:00.000+01:002017-11-27T23:13:22.852+01:00Stado ostoją i wsparciem zawsze i wszędzie<div class="MsoNormal">
Żeby zmienić swoje życie nie da się bazować tylko na swojej
sile woli. Siła woli to to troszkę taki różowy słoń – wszyscy o nim mówią, a
nikt go nie widział. Czym jest? Jedni twierdzą, że albo się ją ma, albo się jej
nie ma, ja jednak twierdzę, ze jest mięśniem, który da się wyćwiczyć. Nie
zawsze samemu, wcale nie łatwo i na pewno nie bez przeszkód. Wielokrotnie
nastąpi upadek. Jedni mają twardszy tyłek, podniosą się od razu i zaczną od
nowa, inni z kolei są charakterologicznie uparci, więc będą ciągnąć temat zagryzając
zęby (to nie siła woli, to zaciętość!), ale czy szczęśliwie, to odrębny temat.
Będą też tacy, co stwierdzą, że po prostu są za słabi, więc po co się męczyć.
Myślę, że ci ostatni powinni wyciągnąć rękę do kogoś bliskiego, kto będzie mógł
służyć silnym, wspierającym ramieniem. </div>
<div class="MsoNormal">
<br /></div>
<div class="MsoNormal">
Wszyscy musimy pamiętać o jednym: siła
jest w nas, musimy umieć ją wydobyć i wykorzystać wszystko, co tylko możemy wokół
nas, aby dopingować się w momentach słabości. Bo słabość też jest w nas, w
każdym bez wyjątku. Stąd też w przyrodzie wymyślone zostały stada – albowiem w stadzie
łatwiej – dziś ty masz kiepski dzień, jutro ja, ale przez te dwa dni oboje
będziemy chodzić w majtkach, bo raz ja założę je tobie, a raz ty mi. Wniosek: szukajmy
sprzymierzeńców, żegnajmy się z osobami, które „namawiają nas do złego”. Bo w
grupie raźniej, bo w grupie łatwiej, bo w grupie zwyczajnie fajniej. Ale jak
już ma to być grupa, niech będzie to grupa wsparcia, a nie zamknięte koło
bezsilności.</div>
<div class="MsoNormal">
<br /></div>
<div class="MsoNormal">
Nie ważne co chcemy zmienić – schudnąć, przestać kupować, zacząć
się rozwijać, osiągać sukcesy w pracy. Musimy otaczać się osobami, które będą
pozwalały nam równać w górę, będą dawać dobry przykład, pomagać każdego dnia
będąc zwyczajnie dobrym przykładem. Nie czujmy się przy tym źle, nie myślmy
jako o tym „gorszym”. Myślmy: uczymy się od lepszych od siebie, potem my
będziemy wspierać innych. Bądźmy stadni, bo: „Nie ma problemów, których nie da
się rozwiązać wspólnie i jedynie kilka, które jesteśmy w stanie rozwiązać sami”
[prezydent Lyndon Johnson]. Łączmy siły, wtedy zmienimy wszystko, co tylko
chcemy!<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
<br /></div>
<div class="MsoNormal">
Ogrom zmian chciałam zawsze wprowadzić w swoje życie, poprawić siebie na tak wielu płaszczyznach, a wciąż stałam w miejscu. W pracy jestem człowiekiem od ogarniania, poprawiania rzeczywistości w zespołach, uczę innych jak współpracować, a w życiu prywatnym nigdy o pomoc nie prosiłam, bo przecież wszystko zrobię sama. Zamykałam się w ten sposób w niekończącym się paśmie nieudanych prób. Bardzo interesujące, że uświadomiłam sobie tak niedawno, że nie jestem dupą wołową, bo ciągle zawodzę sama siebie nie dotrzymując sobie danego słowa. Ja po prostu potrzebowałam wsparcia i musiałam nauczyć się o te wsparcie prosić.Choć bardzo bym chciała, nie jestem superwomen. Może jednak mogę być SuperDorą?</div>
<div class="MsoNormal">
<br /></div>
Dorahttp://www.blogger.com/profile/08892091854130602846noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-8886601985172194166.post-54424203522221497982017-10-14T12:27:00.004+02:002017-10-14T12:31:17.908+02:00Odjutryzm - zakała mojego wczorajMinęło pół roku odkąd ostatnio tu byłam. Awans w marcu wciągnął mnie niczym wir w firmową rzeczywistość. Mam wrażenie jakby marzec był zaledwie wczoraj, mgnienie oka. A tu proszę tyle miesięcy i prawie 10 kg na plus. Bardzo zabawne...<br />
<br />
Brak czasu na spanie, jedzenie w pośpiechu i bez zastanowienia, często syfne, bo przecież wszyscy idą do kfc, ja też chcę... Zmęczenie wieczorem skutecznie eliminowało jakiekolwiek chęci sięgania po co mądrzejsze książki. A podróż do pracy (ponad godzina w jedną stronę) kończyła się usypianiem nad artykułem, który zaznaczyłam sobie do przeczytania na później. Jednym słowem ostatni rok upłynął pod znakiem dużej efektywności w pracy i zerowej w sferze osobistej...<br />
<br />
Jeszcze w lato troszkę biegałam, ale było tego tak niewiele, że szkoda mówić. Jak już wracałam do domu, to jedyne o czym myślałam to żeby coś zjeść, obejrzeć jakiś serial, poprzebywać z córą i iść spać. Pobudka o 5. Praca do 18. W domu o 20. Hmm co to za życie? Jak się nad tym głębiej zastanowić człowiek pracuje, pracuje i pracuje. Zarzyna się póki ma siły. A gdy ich nie ma, wtedy nie pracuje, ale nie ma też sił na rozrywkę i aktywny odpoczynek. Wcześniej nie miał czasu. Zamknięte koło. Trzeba znaleźć równowagę w tym wszystkim.<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiGi8QkGznUmfA03ZnB2-8sXDe8mDLB-UaDxllh1x7vnXWV3TbMfctRsk1VIpgO6YD9P0-I3NNspOhxo8BWJcZ4mJ6Oj49EEmTKj50wS7DGFi0d-ZNiA2kdtRbPNLU0hqrId2ToY2Dehxod/s1600/Screenshot_2017-01-14-20-22-50.png" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="291" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiGi8QkGznUmfA03ZnB2-8sXDe8mDLB-UaDxllh1x7vnXWV3TbMfctRsk1VIpgO6YD9P0-I3NNspOhxo8BWJcZ4mJ6Oj49EEmTKj50wS7DGFi0d-ZNiA2kdtRbPNLU0hqrId2ToY2Dehxod/s320/Screenshot_2017-01-14-20-22-50.png" width="320" /></a></div>
Każdego dnia obiecywałam sobie, ze jutro/w następnym tygodniu/miesiącu coś ze sobą zrobię. I zawsze znajdowałam powód czemu jednak to będzie znów od jutra. 'Odjutryzm' mnie prześladował. Przesłaniał każdą decyzję, każde postanowienie można było załatwić tą frazą. Odłożyć. Ile można?<br />
<br />
Zawsze mówiłam że małymi kroczkami nie przeskoczy się przepaści, ale drastyczne zmiany są trudne. Czasem trzeba zrobić te kilka małych kroczków do przodu żeby wciąż nie dreptać w miejscu. Zatem pożegnałam odjutryzm i zaczęłam podejmować małe wyzwania każdego dnia. Nadal je podejmuję. Dziś jest 31 dzień bez słodyczy. Zaczęłam od 3... Koniec truchtania w miejscu!Dorahttp://www.blogger.com/profile/08892091854130602846noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-8886601985172194166.post-82356483669407555252017-03-08T22:12:00.001+01:002017-03-08T22:13:34.460+01:00Zmiany, zmiany, Duże ZmianyMój świat wrócił do normalności. Nadal żyjemy w chaosie, ale ja sama jestem jednym wielkim chaosem, więc w zasadzie to nigdy nie było i nie będzie problemem. Ale zostałam uwolniona z domowego aresztu - wróciłam do pracy zawodowej! Hip hip hurrrra!<br />
<br />
Po małych przepychankach z moim byłym pracodawcą - PKP Intercity, w którym pracowałam ładne parę lat, ostatecznie powiedziałam "dziękuję" i zaczęłam rozglądać się za pracą w 3City. W ciągu zaledwie 3 tygodni podpisałam umowę i stałam się dumnym pracownikiem Polska Press Internet i znów czuję, że żyję!:) Świat mobile znów stoi dla mnie otworem, a ja robię to, co kocham. Aplikacje! Właśnie jestem na Mobile Trends Confrence w Krakowie i jest naprawdę miło:) Och jak ja tęskniłam!<br />
<br />
Tymczasem Sabinka spędza dzień u Babci, która jest najlepszym kompanem do zabawy i najlepszym nauczycielem piosenek, cyferek i literek, namawia S do opowiadania historyjek, które widzi na obrazku, uczy ją wierszyków, razem tańczą, chodzą na spacery. Babcia jest nieoceniona, a zasób słów Sabinki jest powalający. Dwa i pół roku będzie miała dopiero za miesiąc, a w tej chwili zasuwa pełnymi zdaniami i opowiada barwne historie. Dodatkowo zaczęła fantazjować i wymyślać sobie zabawy, w których przeprowadza ożywione dyskusje na dwa głosy. Jest to niesamowicie zabawne:)<br />
<br />
W zasadzie nie ma czasu na nic, nawet na spanie, ale jestem happy. Muszę sobie poukładać jeszcze to i owo, myślę nad jakimś wyzwaniem. To co - da się nie jeść cukru przez rok? Hmm... żegnaj czekolado!Dorahttp://www.blogger.com/profile/08892091854130602846noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-8886601985172194166.post-23920048890165988232016-07-03T12:42:00.003+02:002016-07-03T12:43:24.791+02:00Logistyka to podstawaCzeka mnie praca od poniedziałku do piątku w Warszawie i wizytowanie weekendowe w Gdyni. Będę zatem mieszkać w dwóch miastach na raz. Jak rozplanować ubrania moje i Sabiny? Laptop - jeździć z nim w te i nazad? Ciężki jest i nieporęczny. Powinnam mieć dwie zmiany wszystkiego dla dziecka tu i tu? Nie stać mnie cholera. Zatem muszę to wozić.. Będę jucznym mułem:/<br />
<br />
Teraz moje ciuchy. Ok mogę je podzielić - część bardziej do pracy w Warszawie, a wszystko, czego założyć nie mogę to może zostać/jechać do Gdyni. Kosmetyki? No qrde przecież nie będę ich wozić, co oznacza że muszę zdublować.<br />
<br />
Chleb z oczywistych względów będę miała czas upiec na pomorzu i co? W tygodniu mam jeść papier? Przywozić sobie kilka kromek? Będę miała czas biegać? Czy jeżeli wyjadę stąd o 17 w niedzielę, to przyjazd do Warszawy na 21 to stanowczo za późno dla dwólatka? Ale ona w sumie chodzi późno spać. Ech ...<br />
<br />
No i jeszcze kwestia opiekunki, której nadal nie znalazłam. Dojdą dodatkowe opłaty - dwa mieszkania, dwa rachunki za prąd/wodę. Co oznacza, że będą też dwa mieszkania do ogarniania. Misiek mój jest akurat czyścioch, więc się nie martwię, że zarośnie, tym bardziej, że więcej czasu spędza w pracy niz w domu. Co również oznacza, że mieszkanie będzie praktycznie używane tylko weekendami. A więc trzymamy je po to, aby w nim spać i pomieszkiwać weekendami.<br />
<br />
Jeszcze jest kwestia rozdzielenia - Miśka od nas, taty od córki, męża od żony, kobiety od jej mężczyzny. Sabiny od "tatusia", którego od niedawna tak nazywa.<br />
<br />
Martwią mnie też te podróże w te i we wte. Przesadzam? Strach i obawy przesłaniają mi plusy? Wrócę do intelektualnego codziennego wysiłku co jest niewątpliwym aspektem dodatnim. Przestanę być cały dzień sama (będę biegać za to jak kot z wywieszonym ozorem), urozmaicę swój ostatnio mega nudny żywot.<br />
<br />
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjtP9VUApRYx1ks0zP3CwN9qcIjM3HeG2u1GGMdtxuqnXemPyIk022CPpxp1s2GMFSI7rUetJvc3CTf_bbJdI43LTgz10qGr9P0EgKFwG2w5QULe1MlBhx3F87xW410Y_vfPpdpZiy9lw7Z/s1600/IMAG0102.jpg" imageanchor="1" style="clear: right; float: right; margin-bottom: 1em; margin-left: 1em;"><img border="0" height="181" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjtP9VUApRYx1ks0zP3CwN9qcIjM3HeG2u1GGMdtxuqnXemPyIk022CPpxp1s2GMFSI7rUetJvc3CTf_bbJdI43LTgz10qGr9P0EgKFwG2w5QULe1MlBhx3F87xW410Y_vfPpdpZiy9lw7Z/s320/IMAG0102.jpg" width="320" /></a>Nie umiem tak po prostu czekać i patrzeć co życie przyniesie. Muszę obmyśleć wszsytkie warianty, przygotować strategię na każdą okoliczność, przygotować się psychicznie i fizycznie. Wiem jedno - muszę wyzbyć się blokujących mnie obaw, wyzbyć się ograniczeń, otworzyć na zmiany, zaakceptować je. Zawsze lubiłam zmiany... co się stało?<br />
<br />
Muszę nastawić się pozytywnie. Do świata. Do siebie. Do wszystkich i wszystkiego.Dorahttp://www.blogger.com/profile/08892091854130602846noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-8886601985172194166.post-83119997353247324922016-06-11T13:35:00.000+02:002016-08-14T22:44:11.988+02:00Hop siup i zmiana dup...Sabina skończyła już rok i 8 miesięcy. Niesamowite jak ten czas leci. Jak szybko dziecko się zmienia, codziennie uczy się czegoś nowego, codziennie odkrywa świat a ja odkrywam ją. Jest już rozumnym człowiekiem, z którym można podyskutować, zapytać o coś i dostać odpowiedź. Jest to naprawdę niesamowite. Jeszcze chwilę temu była puszczającym bańki ze śliny robakiem. Uwielbiam ją i też czasem mam ochotę udusić. Jest słodka a chwilę później staje się małym diabełkiem. Domyślam się wtedy skąd wziął się pomysł na "Laleczkę Chucky"... :)<br />
<div>
<br /></div>
<div>
Leci dzień za dniem. Stałam się mamą gotującą, piekącą chleby i ciasta, sprzątającą codzień prawie całe mieszkanie, wychodzącą z dzieckiem na place zabaw po kilka razy dziennie i na długie spacery z wózkiem. Codzienne wnoszenie na 4 piętro dziecka, dwóch wielkich toreb z zakupami, jej torby i jej wózka z lalkami stało się normą. Sama się czasem zastanawiam kiedy zdążyłam wyhodować dodatkową parę rąk. </div>
<div>
<br /></div>
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh0F6WuDuW5vYYv048KMwA3i9d56Sg3xAEnm5TffksZO6ywT8vocwjLotJaFKeToAMnA_s7LbIC4uwXhoREyq6eOTRTA8nW5kGD97cSDF99mVp5DMKZl6-jM_QC8jP39en701nbaCrVjWNa/s1600/IMAG1902.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" height="362" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh0F6WuDuW5vYYv048KMwA3i9d56Sg3xAEnm5TffksZO6ywT8vocwjLotJaFKeToAMnA_s7LbIC4uwXhoREyq6eOTRTA8nW5kGD97cSDF99mVp5DMKZl6-jM_QC8jP39en701nbaCrVjWNa/s640/IMAG1902.jpg" width="640" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="font-size: 12.8px;">Sopot by Dora</td></tr>
</tbody></table>
<div>
<br /></div>
<div>
Nadszedł jednak moment, kiedy już przyzwyczaiłam sie do takiego życia, że muszę znów przewrócić wszystko do góry nogami. Hop siup. Wracam do pracy. Do Warszawy. Wierzę, że każdy patrzący na mnie z boku wzrusza ramionami, myśląc oj babo, no i co <span style="text-align: center;">w tym strasznego. A ja i moja depresja wiemy lepiej. </span></div>
<div>
<br /></div>
<div>
Znów życie na walizkach. Jedno mieszkanie tu, drugie w stylu samotnej mamy w Warszawie. 4 godziny w jedną stronę przy dobrym wietrze w niedzielę wieczorem. Spać, praca, dziecko.spać i tak do piątku, w piątek bieg na łeb na szyję żeby zdążyć na pociąg, 4 godziny i w Gdyni. Tata. Sobota chwila wytchnienia? No jasne, ino trza ogarnąć to mieszkanie. niedziela już dniem wyjazdu. Ile tak można? Już tak funkcjonowaliśmy z Miśkiem dwa lata, nie było fajnie. A wtedy jeszcze nie było Sabiny. Pfff. </div>
<div>
<br /></div>
<div>
Jestem. Pełna. Obaw. Moja depresja też. I jesteśmy z tym same:(</div>
Dorahttp://www.blogger.com/profile/08892091854130602846noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-8886601985172194166.post-70187866468670575662016-04-10T22:16:00.001+02:002016-04-10T22:16:40.636+02:00Olaboga skąd ja się taka wzięłam?Pamiętam jak dziś: w swojej głowie nadal wyglądam jak nastolatka ważąca 50 kg. Tymczasem każde spojrzenie w lustro wywoływało szok... To ja? Ja tak nie wyglądam. Ale metki nie kłamały - rozmiar 44 był moją rzeczywistością.<br />
<br />
Jak to się stało? Stopniowo i po mału, ale nieustępliwie. Z roku na rok byłam coraz większa, a numer na metce od ubrań coraz wyższy. 34-38 jeszcze jest ok. Ale rozmiar 40 przy wzroście 160 cm to już jest za dużo. 44 to już otyłość. Nie chciało mi sie wychodzić z domu, cały dzień oglądałam filmy lub czytałam książki i żarłam. Inaczej tego nazwać nie można, zdrowy człowiek je, otyły żre. Niestety takie są realia, porcje nie były najmniejsze, a i jakość i ilość tego pożywienia była, krótko mówiąc, mocno dyskusyjna. Wygramolałam sie z mieszkania jedynie po to by wysikać psa i czasem odwiedzić bibliotekę.<br />
<br />
Nie miałam pracy, szukałam ospale. Wróciłam ze Stanów sporo kilogramów cięższa niż wyjechałam, a brak aktywności zawodowej sprawiał że nie chciało mi się o siebie dbać. Jakkolwiek. Codziennością były stare spodnie od munduru z pracy w Wielkiej Brytanii i ogromne porozciagane męskie t-shirty. Mój rozmiar sprawiał że ani nie miałam w co się ubrać, ani też nie miałam ochoty wyjść na zakupy, gdyż we wszystkich wyglądałam zwyczajnie ohydnie. Nie akceptowałam siebie, swojego wyglądu, nie miałam wewnętrznej siły czy motywacji do zmian, ani ochoty na szukanie pracy, gdyż wtedy musiałabym spotykać sie z ludźmi i wyjść z domu. Miałam wtedy dwadzieście parę lat.<br />
<br />
To był 2008r. Znalazłam pracę w 2009, zaczęłam troszeczkę się ogarniać. Fryzjer, małe zakupy, żeby mieć się w co ubrać, przypominałam już troszeczkę człowieka, choć raczej byłam człowiekiem-buką. Ważyłam 85kg. Byłam naprawdę duża i naprawdę nie wyglądałam dobrze:/<br />
<br />
Moja przyjaciółka M była wtedy na diecie Dukana. I choć (teraz) wiem, jak zła i jak niszczycielska dla organizmu jest ta dieta, przeszłam na nią i schudłam do rozmiaru 36 w rok i parę miesięcy. Skończyło sie to ostatecznie pobytem w szpitalu, mimo początkowo świetnych wyników, to mimo to dieta ta sprawiła, że zaczęłam edukować się odnośnie żywienia, procesów, jakie zachodzą w organizmie, tego jak człowiek jest zbudowany i do czego właściwie mu ta aktywość fizyczna. Jeszcze wtedy nie uprawiałam żadnych sportów, czasem bywałam na siłowni, by pomaszerować sobie (o zgrozo!) na bieżni.<br />
<br />
Teraz mam lat 33 i jestem w trakcie gubienia moich (nadal) pociążowych kilogramów, które nazbierały się przez te dziewięć miesięcy poprzez moją głupotę i niechęć do świata spowodowaną popsutym kręgosłupem. Są dni dobre i są dni złe. Ale pokochałam ruch, biegam, ćwiczę czasem dla poprawy humoru. I choć wskazówka wagi jest nieugięta, tak moje ciało jest zupełnie inne. Rozmiar jeszcze jednak nie ten. Ale będzie dobrze. Motywacją jest dla mnie Sabina i mój Misiek. Chciałabym być dla niej wzorem, a dla niego inspiracją. Teraz jeszcze muszę popracować nad dyscypliną! bo niestety nie da się być zmotywowanym 24/7:)<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg6jTrG64hMC4Hlv826OG9_usmf4CPbTgDBX7H1EgZE-vdGnwYD4cPidCxw2Uk4sUJqbqHQj5Ctgi6idKyycNueHjMeRbAmzg2dfRk1DSvG-dffXat7T5faVFi4lHMVmrJilw1qBCriCieb/s1600/IMAG3206.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="362" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg6jTrG64hMC4Hlv826OG9_usmf4CPbTgDBX7H1EgZE-vdGnwYD4cPidCxw2Uk4sUJqbqHQj5Ctgi6idKyycNueHjMeRbAmzg2dfRk1DSvG-dffXat7T5faVFi4lHMVmrJilw1qBCriCieb/s640/IMAG3206.jpg" width="640" /></a></div>
<br />
<div>
<br /></div>
Dorahttp://www.blogger.com/profile/08892091854130602846noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-8886601985172194166.post-39413816431798244322016-04-09T15:47:00.000+02:002016-04-09T22:26:17.133+02:00Pani to już nigdy nie będzie biegać, bardzo mi przykro...Od mojego epizodu z rwą kulszową minęło już sporo czasu. W sumie to dokładnie w środę minęły dwa lata. Wtedy pamiętam tą bezsilność, płacz, ból, każdy lekarz mówił proszę łykać ketonal i leżeć. Ja w 4 miesiącu, Misiek nosił mnie do łazienki, bo nie byłam w stanie sama wstać, chodzić. Każdy ruch bolał. Koszmar. Jak ja mam funkcjonować przez najbliższe 5 miesięcy, gdy brzuch rośnie, a ból z dnia na dzień staje sie coraz gorszy.<br />
<br />
Całe szczęście trafiłam do dobrego, poleconego przez znajomego, fizjoterapeuty, który w miesiąc- dwa postawił mnie na nogi. Obyło sie bez operacji, bez zabiegów. Metoda McKenzie'go w moim przypadku zadziałała bezsprzecznie (leczenie grawitacyjne - leżenie na prawym boku, gdyż ból promieniował do lewej nogi - wypuklina z pęknięteg dysku uciskała nerw z lewej strony). Łukasz (fizjoterapeuta) dbał o mnie do porodu. Zaprzeczył stwiedzeniom lekarzy o niezdolności do porodu naturalnego, jestem mu za to naprawdę wdzięczna. Najpierw leżałam na prawym boku, ale sam poród, parcie odbywało się na klęczkach (rodziłam w szpitalu PCK w Gdyni). Już godzinę po porodzie było ok, zeskoczyłam z łóżka, choć troszkę obolała, bez problemu mogłam zająć się córą. Czułam się lekka, ostateczny nacisk na kręgosłup zszedł.<br />
<br />
Miesiąc po porodzie już wykonywałam proste ćwiczenia, żeby wzmocnić zwiotczałe mięśnie. Na początek były to proste ćwiczenia popołogowe, ale już po 2 miesiącach robiłam różne ćwiczenia izometryczne, takie jak np. plank. Pilnowałam pleców, żeby ich nie nadwyrężać, na początek bałam się schylać, kucałam, nie zginałam kręgosłupa. Potem mój fizjo kazał mi "zachowywać się normalnie", żeby nic nie zesztywaniało. Pozbyłam sie strachu i skłony mnie nie zabiły, uff:) Pół roku po porodzie przebiegłam swoje pierwsze od tego czasu 5 km.<br />
<br />
Dziś jestem zupełnie zdrowa, nie mam żadnych problemów z kręgosłupem, podnoszę ciężary, macham kettlem, biegam i skaczę na trampolinie. Nie ma przeciewskazań do niczego, choć każdy napotkany lekarz (od ginekologa po neurologa) mówili, pani to juz nigdy nie będzie sprawna jak kiedyś, nigdy pani nie będzie juz biegać, musi się pani z tym pogodzić. Mam nadzieję, że mają jak najmniej takich pacjentów jak ja, bo odbiorą im nadzieję i wpakują w inwazyjną operację, po której faktycznie wielu rzeczy już robić nie będą mogli.<br />
<br />
Przez te dwa lata, otrzymałam mnóstwo maili od ludzi z podobnymi problemami, Wielu juz wyszło na prostą, mam nadzieję, że pozostali od których info żadne nie nadeszło, również. Często dotyka to kobiet, które zachodzą w ciążę, gdyż wtedy rozluźniają im się mięśnie, które do tej pory kręgosłup trzymały w kupie. Nie poddawajcie się, znajdźcie specjalistę, pamiętajcie, że rwa kulszowa to nie choroba, to objaw ucisku na nerw. Trzeba leczyć przyczynę! Nie łagodzić objawy.<br />
<br />
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh1rNkVZmJei_EVYOwkG_ak3OqhLuKNK575GEOj_wIADTWMBF9DGBCsdDj-A6F4jZU-PXxDETlG-EfX9t4_NOgmaDI0nfwKbnYO2aEZqtS5i08TR4pFnDKARmkh3c_EUqtQtPIOygbOjCc9/s1600/IMG_20160330_143739.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="400" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh1rNkVZmJei_EVYOwkG_ak3OqhLuKNK575GEOj_wIADTWMBF9DGBCsdDj-A6F4jZU-PXxDETlG-EfX9t4_NOgmaDI0nfwKbnYO2aEZqtS5i08TR4pFnDKARmkh3c_EUqtQtPIOygbOjCc9/s400/IMG_20160330_143739.jpg" width="400" /></a>Moja córa niedawno skończyła 1,5 roku. Jest zdrowym żywym dzieckiem, które wymaga rodzica o sporej sprawności fizycznej, dużym refleksie, mającego prawdziwą siłę i wytrzymałość. Cieszę się, że mogę jej taką właśnie mamę dostarczyć!<br />
<br />
Pozdrawiamy z dziś niezwykle słonecznej Gdyni!<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />Dorahttp://www.blogger.com/profile/08892091854130602846noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-8886601985172194166.post-26494608813963245242015-12-10T08:49:00.000+01:002015-12-10T08:49:54.412+01:00Co było najpierw jajko czy kompleks?Uzmysłowiłam sobie, że w poprzednim poście pisząc o kompleksach w dużej mierze skupiłam się na wyglądzie zewnętrznym. A przecież kompleksy mogą ujawniać w bardzo różnych sferach naszego życia. Umysł, inteligencja, spryt, grubość portfela, liczba znajomych, rodzina, praca, różne umiejętności, a raczej ich braki.<br />
<br />
Mam jednak nieodparte wrażenie, że to właśnie nasze niedostatki fizyczne prowadzą niejednokrotnie do kompleksów różnego rodzaju, już z ciałem nie związanych. Często owe niedostatki są przez nas wyolbrzymiane, albo wręcz stworzone, istnieją tylko w naszej głowie i tylko my widzimy je patrząc w lustro. Poprzez nie wpadamy w kompleksy, które prowadzą do braku pewności siebie. A może brak pewności siebie powoduje kompleksy? Co było najpierw jajko czy kura?<br />
<br />
Wiem jedno i tego jestem pewna: gdy spojrzysz na siebie z dystansem, otrząśniesz się z wyimaginowanych niedostatków i przestaniesz porównywać się do w dużej mierze sztucznych ideałów, wtedy ujrzysz to, co często dostrzegają inni, poznasz i polubisz siebie, wszystkie te kompleksy zbledną, a nawet znikną. Gdy zaakceptujesz swoją powierzchowność, to kim jesteś, wiele rzeczy przestanie mieć tak ogromne znaczenie, zaczniesz skupiać się na pozytywach, podkreślać zalety.<br />
<br />
Zdaję sobiebie sprawę, że łatwo jest powiedzieć, trudniej zrobić. Jest mnóstwo ćwiczeń mentalnych, które mogą Wam pomóc uporać się ze swoimi strachami, przyjrzeć się sobie i dostrzec piękno, które w Was tkwi. Jednym z nich jest stanięcie zupełnie nago, bez makijażu przed lustrem i przyjrzenie się sobie. Na spokojnie, Poznaj się, zaakceptuj. Świetnie ujęła to Ajka, autorka <a href="http://www.prostyblog.com/2012/01/naga-ty.html" target="_blank">Prostego Bloga</a>:<br />
<br />
<span style="background-color: white; font-family: FuturaTOT_LIGHT; font-size: 16px; line-height: 18px;"><i>Czemu to wszystko ma służyć? Temu, byś zobaczyła swoje ciało takim, jakie jest i pogodziła się z nim. W tej chwili nie ważne, czy uważasz, że jest za wysokie, za niskie, za chude, za grube, pomarszczone czy gładkie, takie czy owakie. Na razie liczy się tylko to, że<u> innego w tym życiu nie dostaniesz. Jest wypadkową Twojej spuścizny genetycznej, warunków, w jakich się rozwijało oraz sposobu, w jaki go traktowałaś. Tego wszystkiego nie możesz już zmienić.</u> Jedyne, co możesz zmienić, to własne nastawienie do ciała. Na początek go zauważyć, poczuć, a potem zacząć się z nim zaprzyjaźniać. Niezależnie od jego kształtu, faktury, rozmiaru i stanu.</i></span><br />
<div style="background-color: white; border: 0px; font-family: FuturaTOT_LIGHT; font-size: 16px; line-height: 18px; margin: 0px 0px 0cm; outline: 0px; padding: 0px; vertical-align: baseline;">
<i><br /></i></div>
<div style="background-color: white; border: 0px; font-family: FuturaTOT_LIGHT; font-size: 16px; line-height: 18px; margin: 0px 0px 0cm; outline: 0px; padding: 0px; vertical-align: baseline;">
<i>Podczas tych oględzin samej siebie możesz poczuć gniew, smutek, agresję. A może wręcz przeciwnie, kontakt z nagą sobą wywoła jednak pozytywne emocje. Cokolwiek poczujesz, pozwól sobie na emocje. Nie tłum ich, nie uciekaj przed nimi. Jeśli są negatywne, spróbuj znaleźć ich przyczyny, jeśli natomiast pozytywne, zapamiętaj je, to dobry początek. </i></div>
<br />
Każdy z nas jest wartościowym człowiekiem, bezcenną jednostką, którą należy pielęgnować. Traktuj siebie, tak jakbyś traktował inną istotę ludzką, okaż samemu sobie zrozumienie i ciepło. Uśmiechaj się do własnego odbicia codziennie rano po wstaniu z łóżka - jednym uśmiechem można rozświetlić całe pomieszczenie!Dorahttp://www.blogger.com/profile/08892091854130602846noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-8886601985172194166.post-90608682280383931432015-12-05T15:25:00.001+01:002015-12-05T15:29:47.891+01:00Z kompleksów powinno się wyrastać<br />
<br />
Gdy głębiej wgryziesz się w ten cały minimalizm, odkryjesz nie tylko przepis na to jak oderwać się emocjonalnie od przedmiotów, pozbyć pragnień posiadania, ale też zobaczysz że jest tam mnóstwo wskazówek jak dbać o swoje ciało, jak rozwijać ducha, jak akceptować to co masz i jednocześnie się tym cieszyć. Przynajmniej taki jest mój odbiór przekazu z materiałów, których teksty zdążyłam już połknąć.<br />
<br />
Więc ciało... Mam nieodparte wrażenie, że ogromna większość kobiet nie akceptuje tego jak wygląda, nie ważne ile ma lat, prędzej wymieni kilka rzeczy, które wg niej są brzydkie, okropne, paskudne, nie do pokazania nikomu, niż znajdzie jedną, która jest super i warto się nią chwalić. Mam tu na myśli oczywiście cielesność i wykluczam tu "ładne oczy". Włosy są za cienkie, zbyt proste, za bardzo się puszą. Zęby są krzywe, zbyt żółte, nogi grube, krzywe, krótkie, brzuch wystający, palce nie takie, brzydki dekolt, małe cycki, za duże cycki, boczki, pieprzyki, wypryski na twarzy, duży nos, odstające uszy, brzydkie stopy, dłonie, grubą dupę.... Tak można w nieskończoność. Skąd się w nas to bierze? Po co? Czemu sami z siebie, z własnej nieprzymuszonej woli się dołujemy i szukamy dziur tam, gdzie ich nie ma?<br />
<br />
<a href="http://41.media.tumblr.com/b98c4223a66e60f77856710f2e4c3db0/tumblr_n2whk6zndF1turn3co1_400.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="http://41.media.tumblr.com/b98c4223a66e60f77856710f2e4c3db0/tumblr_n2whk6zndF1turn3co1_400.jpg" height="238" width="320" /></a><br />
Masz krzywe nogi? Ale je masz, możesz biegać, skakać, trzymać na kolanach swoje dziecko. Masz małe cycyki? Ale nie przeszkadzają Ci gdy szaleńczo tańczysz i nie boli Cię kręgosłup, a działają tak samo;) Masz brzydkie dłonie, grube palce? Ale możesz pisać na klawiaturze, kroić warzywa robiąc super smaczną zupę. Masz proste jak drut włosy? Wierz mi, siedząca obok dziewczyna z burzą naturalnych loków marzy o twojej fryzurze. Boczki? Celulit? Tylko ty to widzisz. Duży tyłek? Wiesz ile dziewczyn zabiłoby za taką fajną kobiecą figurę? Są faceci, którzy wręcz uwielbiają babki z dwoma porządnymi pośladkami. Za chuda? 90% kobiet ci zazdrości...<br />
<br />
Patrzymy na siebie jak w krzywym zwierciadle, często wypaczając nasze figury, zniekształcając rysy twarzy, niszcząc to co naturalnie piękne. Najgorsze jest to, że wraz z nabywaniem lat, nie pozbywamy się naszych kompleksów, które często odbierają nam radość życia. Jesteśmy coraz mądrzejsze, coraz bardziej doświadczone życiowo, zmienia się nasz sposób postrzegania świata, czemu zatem w większości przypadków sposób postrzegania siebie pozostaje bez zmian?<br />
<br />
Po rozmowie z moim Miśkiem doszłam do wniosku, że bardzo często posiadanie obok czułego, akceptującego partnera ma ogromne znaczenie. On bowiem potrafi wyleczyć z wielu kompleksów, utwierdzić w przekonaniu, że jest się najpiękniejszą kobietą na ziemi i zmienić pogląd na siebie samą. Potrafi sprawić, że nawet siedząc w dresie na kanapie, z krzywym kucykiem i bez makijażu czujecie się jak miss świata ;)<br />
<br />
Moje ciało po ciąży i porodzie zmieniło się bardzo. Czy czuję się gorsza? Brzydsza? Nie:) Jestem świadoma ze swojego wyglądu, mam celulit, mam rozstępy, mam szeroką dupę i cycki nie idealne, nadal kilka kilo za dużo. Moje włosy żyją własnym życiem, a makijażu do tej pory nie nauczyłam się robić. Ale lubie siebie. Lubie swoje ciało, staram się o nie dbać, a mój Misiek nieustannie pokazuje mi, że jestem jego "nową piękną dziewczyną", której warto otwierać drzwi i podsuwać krzesło:)<br />
<br />
Chciałabym by wszystkie bliskie mi piękne kobiety potrafiły spojrzeć na siebie moimi oczami i zobaczyć jakie są piękne i niesamowite. Chciałabym by ich mężczyźni codziennie utwierdzali je w przekonaniu, że są najcudowniejszymi istotami na tej planecie. Chciałabym aby moja córka nigdy nie porównywała się z modelkami z okładek wyfotoszopowanych modelek, by akceptowała siebie i miała na tyle pewności siebie, by śmiać się z głupich docinek koleżanek - małolat. Bardzo bym chciała.<br />
<br />
Zatem dziewczyny kupcie sobie wreszcie porządniejsze lustra, które powiedzą Wam - ale z Was niezłe laski!Dorahttp://www.blogger.com/profile/08892091854130602846noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-8886601985172194166.post-14393588437894210402015-12-03T21:30:00.004+01:002015-12-03T21:30:50.794+01:00Być nie miećDzidziuś mi się rozchorował:/ znów zapalenie gardła podłapane niewiadomo skąd i nie wiadomo gdzie, znów antybiotyk i znów biedne przelewające się przez ręce maleństwo, słabe noce i mniej czasu na cokolwiek. Oprócz rozmyślania.<br />
<br />
Czytam ostatnio namiętnie blogi o minimaliźmie. Co mnie najbardziej uderzyło to fakt, że najpopularniejsze posty to te o szmatach, porządkowaniu szafy, "minimalistycznych" stylizacjach czy też jak robić zakupy itp. Czyli może i minimalizm, ale i tak najbardziej wszystkich interesuje strefa materialna. Czemu wpisy o samorozwoju, o upraszczaniu życia w sferze duchowej czy też o szczęściu i motywacji mają odsłon znacząco mniej? Mój wniosek - ponieważ tych naprawdę chcących zmienić swoje życie i spojrzenie na świat rzeczy materialnych ludzi jest stosunkowo niewiele.<br />
<br />
Chociaż z drugiej strony może uprawiam tutaj negatywną filozofię. W końcu każde upraszaczanie, pozbywanie się, nawet jeżeli zaczniemy od setek ubrań w naszych szafach jest pozytywne. Może to tylko pierwszy krok, w końcu od czegoś trzeba zacząć, a to jest jedna z największych babskich bolączek - szafy pękające w szwach i wieczne wrażenie, że mają się w co ubrać i trzeba iść na (kolejne) zakupy. Więc porządkują swoje garderoby, dowiadują się że ilość nie zawsze oznacza jakość, uczą się jak zestawiać posiadane elementy i w co warto inwestować. Może gdy już panują nad jedną sferą, zaczynają porzadki w drugiej?<br />
<br />
Zastanawiam się tak swoją drogą jak mój Misiek znosił mnie lat tyle. Człowiek, który rzadko wydaje pieniądze, ale nie ze sknerstwa, tylko z prostej przyczyny braku potrzeby posiadania. Gdy obdarowuje zawsze stara się zrobić to niematerialnie, sprawić komuś przyjemność w inny sposób - podarować relaks, rozrywkę czy też spełnić jakieś małe marzenie. W zestawieniu ze mną, biegającą wiecznie po sklepach, kupującą często i dużo, zaśmiecającą przestrzeń życiową wszelkiego rodzaju szpargałami, wygląda troszkę jak asceta. I nigdy, przenigdy nie zrobił mi awantury z powodu mojego zakupoholizmu czy zbieractwa. Nigdy nie pokazał po sobie, że jestem nienormalna. Czekał cierpliwie aż dojrzeję, aż spotkam się z nim w tym miejscu, w którym on jest już od dawna. Być nie mieć. Oglądać, poznawać, doświadczać.Dorahttp://www.blogger.com/profile/08892091854130602846noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-8886601985172194166.post-14922144288338608332015-11-30T21:13:00.002+01:002015-11-30T21:14:48.843+01:00Zdanie sobie z czegoś sprawy to już pierwszy krokZaczęłam się ogarniać: wyrzucam, oddaję, sprzedaję. Najważniejsze - NIE KUPUJĘ!! Niech wasze wrażenie jednak nie będzie mylne, daleko mi do perfekcji i nadal mam tonę crapu. Na razie skrobię po powierzchni tego wszystkiego. Czeka mnie tona pracy nad sobą, nad moim otoczeniem i spojrzeniem na świat rzeczy.<br />
<br />
Ajka napisała w którymś ze swoich naprawdę starych postów, że do minimalizmu trzeba dojrzeć, trzeba znaleźć własną drogę do niego i swoją własną jego wersję. Nic nie dzieje się z dnia na dzień, wszytko trzeba na spokojnie przemyśleć i znaleźć odpowiedzi na pytania, które sami sobie stawiamy. Ja pytania nadal stawiam, odpowiedzi jak na razie mam mało, powoli, pomalutku przekraczam granice swojej strefy komfortu i opróżniam chomiczą norę. Przeglądając każdą kolejną szafkę, pudełko czy kuferek pozbywam się może 10, może 15 procent, ale dla mnie jest to i tak ogromny krok na przód.<br />
<br />
"Sztukę prostoty" Dominique Loreau przeczytałam ponad pół roku temu - to była moja pierwsza styczność z minimalizmem. Dała mi dużo do myślenia, ale odstawiłam na półkę i jakoś nie wracałam przez ten czas do niej ni razu. Jednak coś we mnie kiełkowało, aż wreszcie pękło. Kilkadziesiąt przeczytanych tekstów o minimaliźmie w najróżniejszych postaciach wyewoluowało w pewne konkluzje. Jedną z głównych jest to, że jesteśmy (większość z nas, oczywiście nie wszyscy) niezwykle głęboko związani z naszymi śmieciami (tfu przepraszam "skarbami"). Jednak gdy umrzemy, to zwyczajnie zostawimy naszym dzieciom i przyjaciołom cały ten śmietnik do posprzątania. Nic więcej.<br />
<br />
Zastanówcie się nad tym: czy gdy odwiedzacie swoich rodziców, dziadków lub ciocie i wujków myślicie sobie: "ile tu jest bibelotów, nikomu niepotrzebych szpargałów, jakie te szafki są zapchane" czy też "a po co cioci cztery komplety sztućców, a mamie 2 szafy pełne firanek i prześcieradeł, przecież okna magicznie się nie rozmnożą, a łóżek już więcej to mieszkanie nie pomieści". Ale czy potraficie w ten sam sposób, w oderwaniu od emocji, spojrzeć na Wasze mieszkania? Wasz crap? Książki, które przeczytaliście i od tej pory pokrywają się kurzem, ubrania i buty, których nigdy nie nosicie, wypchane kosmetykami kuferki do makijażu, których nie pamietacie nawet, że macie, szafki w łazience pełne kremów i mazideł, których data ważności już dawno przeminęła. Nietrafione prezenty powpychane w głąb szafek, ozdoby i bibeloty, które często pasują do siebie jak pięść do oka oraz tony innych klamotów, których wam szkoda, bo "może się kiedyś przydadzą". Ile razy słyszałam, ba! sama tak kiedyś stwierdziłam, że zwyczajnie potrzebuję dużego domu, żeby trzymać w nim wszystkie rzeczy, które mam, wtedy zawsze będę miała porządek. Gówno prawda! Jeżeli nie zrobicie porządku w waszych głowach i nie zabijecie w sobie manii posiadania to duży dom zaowocuje jedynie jeszcze większym bajzlem - zwyczajnie zwiększy wam się powierzchnia magazynowania....<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://thedailyquipple.com/wp-content/uploads/2014/11/quipple825.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="http://thedailyquipple.com/wp-content/uploads/2014/11/quipple825.jpg" height="271" width="400" /></a></div>
<br />Dorahttp://www.blogger.com/profile/08892091854130602846noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-8886601985172194166.post-77020959353523231012015-11-29T23:57:00.000+01:002015-11-29T23:57:27.633+01:00Pogrzebani przez przedmiotyMam 147 par butów... Chodzę w kilku. Mam 3 szafy ubrań, reszta mieści się w kartonach i pojemnikach pod łóżkiem lub na rzeczonych szafach... Chodzę w kilku, może kilkunastu. Mam mnóstwo książek, z czego 1/3 nigdy nie czytałam, połowy czytać nigdy nie będę, bo zwyczajnie nie warto... Mam mnóstwo bibelotów, starych magazynów wnętrzarskich, modowych, fitness, dwie szuflady pełne zeszytów, długopisów i innych około biurowo-szkolnych pierdół. Mam dwa pudła biżuterii różnej, nie noszę praktycznie niczego. Czemu? Nie lubię... Mam szufladę pasków. Dwie szuflady dodatków w postaci szali, czapek i chust. Tony i tony innego crapu. Kiedyś jeszcze miałam stosy płyt DVD oraz CD.<br />
<br />
Miałam, bo niedawno się opamiętałam. Z dnia na dzień moja fizyczna rzeczywistość coraz mocniej mnie przytłaczała. Coraz bardziej męczyło ciągłe potykanie się o rzeczy, upychanie ich to tu, to tam. Bałagan powstaje w 15 minut od zakończenia sprzątania, które zresztą zajmuje strasznie dużo czasu. Z przerażeniem uświadomiłam sobie: jestem chomikiem! Niedługo porosnę sierścią na całym ciele i zacznę przegryzać kable (z frustracji oczywiście). Rozpoczęłam czyszczenie swojego małego świata. Po malutku. Nie jest to bowiem proste. Zaczęłam od filmów DVD. Nie oglądam ich - wszytko zostało oddane bądź wyrzucone czy sprzedane. Płyty CD? Kto chciał, ten brał. Słucham najczęściej muzyki online. Na online nie zbiera się kurz.<br />
<br />Uczucie, jakie towarzyszyło mi na początku tego czyszczenia, początkowo było niepokojem. Potem pojawił się spokój i dobre samopoczucie. Jakie to jest wyzwalające. Zaczynam myśleć, że wszystkie te rzeczy, w których jesteśmy zakopani, spod których czasem nie widać czubka naszych głów - w ostatecznym rozrachunku to one nas posiadają, a nie my je. Niepokojące.<br />
<br />
Coraz mocniej brnę w idę minimalizmu. Podoba mi się to wyzwolnie od rzeczy. Od chęci posiadania. Od zagraconej przestrzeni i zapchanych szaf. Długa droga przede mną, oj długa. Ale mam czas. Teraz czytam, czytam, czytam. Zaczytuję się. Dominique Loreau mam za sobą. Teraz chłonę minimalistyczne słowo w onlinie.<br />
<br />
<u>Teksty, które dla mnie mają wielką wartość:</u><br />
<br />
Blog Simplicite - Czym dla autorki bloga, Kasi, jest minimalizm (<a href="http://simplicite.pl/minimalizm-to-zycie-na-wlasnych-warunkach/#more-5913" target="_blank">klik</a>)<br />
<br />
Zen Habits - Jak chcieć mniej by Leo Babauta (<a href="http://zenhabits.net/wantnot/" target="_blank">klik</a>)<br />
<br />
Prostyblog - Jak znana autorka książki/blogerka Ajka rozpoczęła swoją minimalistyczną drogę (<a href="http://www.prostyblog.com/2010/01/trudne-poczatki.html" target="_blank">klik</a>)<br />
<br />
<br />Dorahttp://www.blogger.com/profile/08892091854130602846noreply@blogger.com3tag:blogger.com,1999:blog-8886601985172194166.post-30952671551416860442015-11-08T15:08:00.000+01:002015-11-11T19:10:49.446+01:00Sami sabotujemy swój sukces?Tak się zastanawiam jak to jest, że jedni osiągają sukces, dopinają swoje cele jedne za drugimi, drudzy jedynie rozmyślają, marzą i stoją w miejscu przez wiele lat, a czasem i całe życie. Nie ma czegoś takiego jak gen sukcesu. Nasz kod genetyczny nie determinuje naszego szczęścia, osiągania celów czy spełnienia marzeń. My jesteśmy za to odpowiedzialni - determinacja, motywacja. Sami bardzo często się sabotujemy będąc leniwymi, wynajdując powody dlaczego nie, albo też bojąc się robić kolejne kroki w nieznane. Nie wychodzimi z naszych stref komfortu, tylko ubrani w ciepłe skarpetki popijamy kawkę w miękkim fotelu. I narzekamy. Często zazdroszcząc tym, którym się udaje. I wymyślamy powody dlaczego oni tak, ale my nie. No bo przecież.<br />
<br />
Ja też czasem tak robię. Bo jestem za stara. Bo nie mam czasu. Bo ojej. I czasem zamiast zrobić kolejny krok, albo tylko ten jeden krok, siedzę. I czekam. Tylko na co?<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhdV8ZlJMnBIbG-CvU6JrUrzNo-blSoCCCT-ThegDedQux2Wf3AtQ6R_VaZdFYfDl8LhhZ9X4ALSOljvkDXsa-Q2HDV4EvlwXdr_amys-KkECvY-rhm5ZiejwykIThClTV0c95oDH4Xx03H/s1600/TheGoodQuote+1+2.png" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="318" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhdV8ZlJMnBIbG-CvU6JrUrzNo-blSoCCCT-ThegDedQux2Wf3AtQ6R_VaZdFYfDl8LhhZ9X4ALSOljvkDXsa-Q2HDV4EvlwXdr_amys-KkECvY-rhm5ZiejwykIThClTV0c95oDH4Xx03H/s320/TheGoodQuote+1+2.png" width="320" /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
Wszystko jest w naszych głowach. Chcemy coś osiągnąć? Pokonajmy lenistwo, przeskoczmy lęki i nie ustawajmy w staraniach, Prawda jest taka, że porażki nas wzmacniają, powinniśmy po upadku otrzepać kolana, wstać i biec dalej. Z każdej porażki powinniśmy wyciągnąć wnioski i stać się mądrzejsi. One nas uczą. Tylko od nas zależy, czy spełnimy nasze marzenia, osiągniemy to, co sobie założyliśmy.</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgiPFWDVe9ZlYe4UvyeeSd6h8zydhJyU-aTid3GUnP98GVlRF6JqBBtfXWxLZklskCptAI70ybROw9fSoy6pFnAXfmLqybb4fMABy6oyS4MMHg-cj4Xv7vQYkviUb4OjRp0ZBh4QyZzb_1x/s1600/TheGoodQuote+1.png" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="172" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgiPFWDVe9ZlYe4UvyeeSd6h8zydhJyU-aTid3GUnP98GVlRF6JqBBtfXWxLZklskCptAI70ybROw9fSoy6pFnAXfmLqybb4fMABy6oyS4MMHg-cj4Xv7vQYkviUb4OjRp0ZBh4QyZzb_1x/s320/TheGoodQuote+1.png" width="320" /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
Jest na temat sukcesu i jego osiągania genialny TED Larry'ego Smitha (<a href="https://www.ted.com/talks/larry_smith_why_you_will_fail_to_have_a_great_career?language=pl" target="_blank">klik</a>). Naprawdę warto go obejrzeć, prawda aż kłuje w oczy:)</div>
<br />Dorahttp://www.blogger.com/profile/08892091854130602846noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-8886601985172194166.post-49693041272989104652015-10-31T20:26:00.003+01:002015-10-31T20:28:00.549+01:00Sunrise in Gdynia City<div style="text-align: center;">
Piękne. Nic dodać, nic ująć:)</div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
<iframe allowfullscreen="" frameborder="0" height="315" src="https://www.youtube.com/embed/WPk5BZwHCEw" width="560"></iframe></div>
Dorahttp://www.blogger.com/profile/08892091854130602846noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-8886601985172194166.post-55770168014687036382015-10-30T12:43:00.000+01:002015-10-30T12:43:06.192+01:00Mleczarnia otwarta tylko nocą, czyli odstawianie dla opornychMłoda odstawiona od cycka na dzień. Uff to było nie lada wyzwanie. Moje dziecię kochane nie toleruje smoczków i butelek, sztucznego mleka nawet nie chce brać do buzi, o kaszkach itp. mogę również zapomnieć. Zasypiała tylko przy cycku, nie chciała jeść nic poza maminym mlekiem, a w nocy budziła się co godzinę-półtorej - kompletnie mnie to dobijało. Szukałam info po forach, gdzie zrozpaczone mamy, szukały pomocy. Jedyne co tam znalazłam to ich pytania i prośby i szykany oraz wyzywki, które otrzymywały w odpowiedzi. "Sama jesteś sobie winna", "Jak byłaś taka głupia to teraz cierp", "Nie wprowadzałaś innych pokarmów kretynko, to teraz masz". Szkoda słów. Naprawdę baby jesteście wszystkie takie wredne? A gdzie ta solidarność jajników? Poczucie wyższości, że wam się udało, bo wasze dzieci były mniej charakterne albo potrafiłyście je lepiej tresować? No naprawdę.<br />
<br />
Zatem do wszystkich mam, których niejadki nie dają żyć w dzień i spać w nocy - nie poddawajcie się i stawcie czoło małym terrorystom:) Dzieci się nie zagłodzą. Naprawdę. Jednak musicie zacisnąć pośladki i wytrzymać ich płacz i głodne oczka. W końcu się uda. Odstawiałam Małą po kroku. I to dopiero jak skończyła 10 miesięcy. Najpierw jeden posiłek dziennie, ten po spacerze. Zjadała w zamian jeden makaron (dosłownie jedną kluseczkę), albo dwa gryzy banana. Z czasem były 4 łyżki zupki, potem pięć. Po miesiącu zabrałam jej drugi posiłek z dnia, ten przed spacerem. I było podobnie. Gryz kanapki. Cząsteczka jabłka. Oczywiście, że próbowała się dobierać do piersi, pokazywała na mój dekolt krzycząc "tam, tam". Po dwóch - trzech dniach przechodziło.<br />
<br />
Potem było trudniejsze. Posiłek drzemkowy powiązany ze spaniem przy cycku. O batman! Myślałam, że się nie uda. No bo jak? Ona NIGDY inaczej nie chciała mi zasypiać. Wrzaski potrafiły trwać godzinami. Za każdym razem wybieraliśmy na kolejne odstawiania weekend, kiedy oboje jesteśmy w domu - zawsze cztery ręce to nie dwie, jak się jedna głowa zmęczy, można wrzeszczącego terrorystę oddać pod opiekę tej drugiej. Sabina została nakarmiona serkiem Rolmlecz (3 łyżki wow!) i zapakowana do nosidełka przez tatę. Chodził 45 minut z krzyczącym w niebogłosy potworkiem. W końcu ten padł, został odłożony do łóżeczka i spał przez ponad godzinę. To samo było w niedzielę, Gdy się obudziła zjadła resztę serka (przecież była głodna jak diabli) i spokojnie poszliśmy czytać książeczki. Z każdym kolejnym dniem było łatwiej i więcej jedzonka lądowało w pyszczku, Odkryłam ponadto, że gdy je sama (moje biedne ściany i dywany) zjada więcej.<br />
<br />
Tak też doszliśmy do momentu, gdzie o mniej więcej stałych porach Sabińcisław zjada ile chce ale zaczyna być widać, że coś znika. Jeszcze nigdy nie zjadła mi normalnie obiadku, ale wszystko przed nami;) Zdarzają jej się chwile gdy w ciągu dnia prosi o cyca, ale nie ma terroru, wie że nic z tego:) Teraz czeka nas najtrudniejsze - odstawienie nocne. Ale to jeszcze chwila.<br />
<br />
Tak też mamy - głowy w górę, będą większe problemy;) Teraz macie rocznego terrorystę, który nie chce jeść nic innego tylko cyca? Trudno, niech nie je. Nie zagłodzi się, musicie tylko wytrzymać kilka dni wrzasków - wiem, nie będzie łatwo, ale potem będzie tylko lepiej i lepiej. Próbujcie różnych rzeczym znajdziecie w końcu to co lubi. Uwierzcie mi, mój niejadek też niczego nie tykał i myślałam, że jestem skazana na karmienie do jej 18-stki:DDorahttp://www.blogger.com/profile/08892091854130602846noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-8886601985172194166.post-90788401841452533822015-10-26T12:45:00.000+01:002015-10-26T12:45:00.634+01:00Dzień za dniemNie mogę uwierzyć, że od ostatniego posta minęły 4 miesiące. W międzyczasie Sabina zaczęła chodzić, a nawet biegać, wyrżnęły jej się czwóki (ma już 12 zębów!), odstawiłam ją od cyca w ciągu dnia (nie obyło się bez walki), skończyła roczek a ja przebiegłam swoje pierwsze 8 km. Co więcej? Niewiele. Niestety. Oficjalnie jestem na urlopie wychowawczym i zastanawiam się co dalej. Staram się wypełniać swoje małe codzienne postanowienia i nie zaśniedzieć.<br />
<br />
Mam teraz towarzyszkę spacerów - sąsiadka P z piętra wyżej ma 4 miesiące młodszego chłopca i możemy wymieniać spostrzeżenia i wskazówki codziennie przez godzinkę lub dwie. Wreszcie mam dorosłą osobę, z którą mogę pogadać w ciągu dnia. Grześ pracuje dniami i nocami, nocami jeździ na rowerze, a jeszcze w międzyczasie zajmuje się Sabiną. Ja mam deficyt snu sięgający zenitu, bo ten mały paskud budzi się cały czas w nocy co godzinę dwie i żąda cyca. Jeszcze chwila i nastąpi embargo na ową część mego ciała, przygotowujemy się na nią psychicznie, gdyż łatwo nie będzie. Sabina nie chce żreć żadnych kaszek czy sztucznych mlek, pomijam już, że nakarmienie jej czymkolwiek graniczy czasem z cudem. Trudno, podobno dzieci się nie zagłodzą - i tą myślą żyję.<br />
<br />
Obecnie zasiadam do przypomnienia sobie html, Grześ postanowił nawet mnie pomaltretować i dziś zarzucił mnie "Zadaniem Nr Jeden". Okazuje się, że pamiętam naprawdę niewiele, wstyd! No ale cóż, byle nie poddać się przy pierwszej trudności, podobno na naukę nigdy nie jest za późno. Pomaltretujemy zatem moje stare szare komórki, może urodzą się jakieś nowe:)<br />
<br />
Apropos komórek nowych i starych polecam <a href="http://www.ted.com/talks/sandrine_thuret_you_can_grow_new_brain_cells_here_s_how#t-638901" target="_blank">TED-a</a> o nich właśnie - niezwykle ciekawe i podnoszące na duchu, a zarazem motywujące do dalszego rozwoju, gdyż ten opłaci się w dwójnasób!<br />
<br />Dorahttp://www.blogger.com/profile/08892091854130602846noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-8886601985172194166.post-1525228598156151072015-06-14T14:38:00.001+02:002015-10-30T20:55:20.784+01:00Czas pędziSabina skończyła niedawno 8 miesięcy!! Ma już 6 zębów i chodzi przy meblach. Czworakuje od ponad miesiąca. Siedzi od ponad dwóch. A jeszcze niedawno była takim maluszkiem. Siostra podsyła mi taptalki (polecam <a href="https://play.google.com/store/apps/details?id=com.witdot.taptalk" target="_blank">aplikację</a> jest genialna) ze swoim 2,5 miesięcznym szkrabem - Sabina dopiero co była takim robaczkiem! Czas pędzi...<br />
<br />
Misiek pojechał właśnie z małym łobuzem na basen. Mały łobuz to uwielbia. Ja w tym czasie mam okazję nadrobić np. czytanie książki lub pomalować paznokcie, a kończy się na tym, że ogarniam dom, w międzyczasie gotując obiad i nagle okazuje się, że minęło półtorej godziny i już są z powrotem. Czas pędzi...<br />
<br />
Zaraz kończy mi się urlop macierzyński - co dalej? Wychowawczy? Nie zwariuję na nim? Co robić, żeby nie zostać w tyle ze światem? Nie chce być home-stayed-mom, której najważniejszą decyzją dnia jest wybranie misia na urodziny koleżanki córki i dzwoni z tym do swojego męża. Projektowałam interfejsy użytkownika. Dobre! Strony internetowe. Aplikacje. A teraz? Siedzę w domu, chodzę na spacery i czytam Bazaar. O batman! I'm not this kind of person. Więc skąd to wszystko? Nie mam mentalnej energii na ogarnianie dziecka wchodzącego mi cały dzień na głowę i edukowania się. Czy tylko myślę, że nie mam? Tęskno mi czasem za tamtą mną, choć Dziudziuś jest boski i jak się go przytuli to cały świat staje się nieistotny.<br />
<br />
Poza tym biegam. Bo lubię. Radzę sobie z dyskopatią. W przyszłym roku chciałabym myknąć półmaraton. Ale chciałabym też coś robić oprócz matkowania i biegania. Bo to za mało. Mój intelekt cierpi. Katusze. Wszyscy najbliżsi zostali w Warszawie, a ja na wybrzeżu jestem sama jak palec dzień cały. Misiek wraca raczej późnym wieczorem. Biegam, Moje pół godziny, Grześ kąpie, Potem znów Sabina wisi na mnie. Brak mi mentalnej energii. Jednak czas pędzi. Coś czuję, że jeszcze będę tęsknić za tymi czasami spacerów i spędzania czasu na podłodze czytając po raz kolejny książeczkę o misiach:)Dorahttp://www.blogger.com/profile/08892091854130602846noreply@blogger.com4tag:blogger.com,1999:blog-8886601985172194166.post-84703856919968160482015-03-01T12:51:00.000+01:002015-03-01T12:59:40.801+01:00Historia pewnej miłości....Mój Piękny Pan w Garniturze... Spotkałam go dawno temu. Ja, która zawsze chodzi z głową uniesioną wysoko, zostałam onieśmielona. Plątał mi się język i nogi obute w biurowe szpilki. Te szczere spojrzenie, oczy, które widzą tylko ciebie podczas rozmowy. Zainteresowanie i szacunek. Uśmiech, który rozświetla całą twarz i sprawia, że oczy mu błyszczą. Fascynacja. Piękny Pan w Garniturze. Pan prezes, o nienagannym wyglądzie i manierach na każdym firmowym spotkaniu. Za wysokie progi na moje krótkie kocie nogi. Nawet 12 cm szpilki nie poratują.<br />
<br />
Projekt został uruchomiony. Niestety. Bo to oznacza koniec biznesowych spotkań. Rzucił ze śmiechem w słuchawkę telefonu tym swoim głębokim, ciepłym głosem "musimy to oblać". Cały wieczór motyle trzepotały mi w brzuchu, choć wiedziałam, że to tylko taki frazes wieńczący ciągnącą się, często problematyczną, współpracę nad projektem. <br />
<br />
Minęło kilka miesięcy zima stała się wczesną wiosną i tak po prostu Piękny Pan w Garniturze pisze na FB. Rozmawiamy pół nocy. O muzyce, I o wszystkim. Z zaskoczeniem odkrywam jak wiele mamy wspólnego. Rozmowa idzie cudownie płynnie, wszystko na zapleczu słów czerniejących na ekranie też nie musi być rozkładane na czynniki pierwsze. Od lat nie czułam się tak wspaniale, choć to tylko rozmowa przez kabelki.<br />
<br />
Kilka tygodni ciszy z obu stron. W mojej głowie kłębią się scenariusze gdzie mój Piękny Pan w Garniturze tkwi w roli głównej. Nadal myślę iż to tylko bajka, jednak trudno mi się z nią rozstać, bo jest mi w niej tak dobrze. Więc sms. Ja pierwsza? Nie pamiętam. Cudowne smsy. Pełne zaczepek, podtekstów, elektryzujących i stawiających w pogotowiu wszystkie zakończenia nerwowe. Spotkajmy się. W końcu mieliśmy oblać projekt. No tak tak, oczywiście. To kiedy? Może za miesiąc? 1 czerwca będzie ok? Może być. To gdzie? W Sopocie może. Super. Do zobaczenia. O rany rany rany. Jak ja wyglądam. W co ja się ubiorę, On? Chce w ogóle mieć cokolwiek ze mną doczynienia? Głębokie wdechy. Gdzie jest moja pewność siebie? Nagle postanowiła wziąć sobie wolne? Teraz?!<br />
<br />
Cały miesiąc wypełniony wiadomościami, rozmowami przez internet i telefon, Cudownymi, pełnymi obupólnego zrozumienia. Nigdy jeszcze z nikim nie rozmawiało mi się tak swobodnie. Ciepły głęboki głos, spokojny ton. Zakochałam się każdą komórką ciała. Starałam się wycofać wgłąb siebie, aby spotkanie w Sopocie nie rozbiło mojego ja na cząsteczki, gdy Piękny Pan w Garniturze wypije ze mną piwo bądź dwa oblewając projekt i po przyjacielsku, ciepło i serdecznie, poda rękę na dowidzenia.<br />
<br />
Sopot. Czekam na plaży aż zakończy spotkanie. Dla kurażu piję wiśniówkę z sokiem. Muszę umieć zachować kamienną twarz, boję się, że wyznam mu miłość jak tylko go zobaczę. Zakochałam się w mężczyźnie mało osiągalnym i to jeszcze w najbardziej idiotyczny sposób - na odległość.<br />
Dzwoni. Idzie. Jest, Witaj. Gdzie idziemy? Może tu? Wieczór idealny: wesoły, pełen tematów i serdecznego śmiechu. Nić porozumienia nie była tylko w mojej głowie. Nad szerokim stołem zastawionym kieliszkami z cytrynówką całuję go. Nie wytrzymuję. Kocham całą sobą. Lekko zaskoczony, oddaje pocałunek. Potem idziemy potańczyć, Papryka. Cudowna noc. Myślę, choćby nie wiem co się działo, nawet gdy wrócę do domu pierwszym pociągiem w dniu jutrzejszym, to cudowna noc. Rano dostaję pyszną kawę i śniadanie.<br />
<br />
Od kilku lat budzę się codziennie obok mojego pięknego Pana w Garniturze. Mamy śliczną córeczkę i jeszcze nigdy w naszym domu nie było kłótni. Nadal kocham go całą sobą - jest moim księciem z bajki. Najlepszym przyjacielem. Opoką. Mam nadzieję, ze uda mi się kiedyś dosięgnąć pułąpu w którym uznam, że jestem Go warta...Dorahttp://www.blogger.com/profile/08892091854130602846noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-8886601985172194166.post-81647218245433727062015-02-04T01:02:00.003+01:002015-02-04T01:04:28.673+01:00Dzidziuch, dynia i koniec wiecznego studentaStudia kosztowały mnie całkiem niezły samochód. Pracę dyplomową pisałam lewą ręką, leżąc na prawym boku w czwartym miesiącu ciąży z ostrą dyskopatią lędźwiową, myśląc, że za cholerę nie dam rady, bo za niecały miesiąc wybija termin oddania wersji ostatecznej. Napisałam. Oddałam w terminie. Tydzień temu, porzuciszy na ładne parę godzin 3,5 miesięcznego Dzidziucha-darciucha, który odmawia picia z butelki, obroniłam się. Chwała ci batman! (powiedziałabym barman, ale bar mleczny wciąż otwarty, a nieletnim alkoholu nie podajemy). Tym samym zamykamy okres wiecznego studenta. Ufff...<br />
<br />
Tymczasem Dziudziuch kończy dziś 4 miesiące. Na boki przewracała się już w pierwszym miesiącu, na brzuch w drugim. W trzecim usilnie próbowała siadać, a teraz jak tylko się czegoś chwyci próbuje stawać. Kompletnie nie kuma, że jej nie wolno i piłuje ten swój ryjek gdy jej zabraniamy. Fajnie jest tylko w pionie - na rękach u rodziców tudzież na swoich nóżencjach, które to będzie miała koślawe jak diabli jak tak dalej pójdzie. Zaczęłaby raczkować wreszcie, to może jej zapędy do przemieszczania się zostałyby zaspokojone i dałaby spokój temu pionizowaniu.<br />
<br />
Powrót do formy trwa. Cztery do pięciu razy w tygodniu zasuwam wieczorami ćwiczenia różne, ogólno rozwojowe. Przez ostatni miesiąc były tylko ćwiczenia wzmacniające mięśnie głębokie brzucha, żeby kręgosłup znów nie powiedział "goń się z tą aktywnością fizyczną i idź się połóż". Teraz zniesienie i wniesienie wózka razem z 6,5 kilogramowym Dzidziuchem wewnątrz już nie przyczynia się do mego zawału serca. Ale jeszcze nie dam rady z nim zbiec i wbiec - wszystko przede mną.<br />
<br />
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhUOiBcffwiX_INh5MzqepFexbDjdZI35pvGv83i2ao2n0TupMArOyvbrdonKHqhhzXLZ50ftHlJns84zs0gnJS06nP-6yvOIYpbVWakhayzN3f3ePBNdxPJMuer_U8rBXtrNvERCMiv9b8/s1600/IMAG1071.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em; text-align: center;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhUOiBcffwiX_INh5MzqepFexbDjdZI35pvGv83i2ao2n0TupMArOyvbrdonKHqhhzXLZ50ftHlJns84zs0gnJS06nP-6yvOIYpbVWakhayzN3f3ePBNdxPJMuer_U8rBXtrNvERCMiv9b8/s1600/IMAG1071.jpg" height="320" width="229" /></a>Wróciłam też do gotowania. Nareszcie Dziudziuch wykazuje jako takie zainteresowanie światem zewnętrznym przez czas dłuższy niż 5 minut i można z nim porozmawiać jak z człowiekiem, gotując w tle. Mogę więc eksperymentować. Wymyśliłam sobie zupę dyniową. Poprosiłam Miśka, gdy będzie w sklepie niech dyni kawałek zakupi. Dostałam zatem kawałek. Jeden naprawdę duży kawałek. Zamieszkuje obecnie prawie cały zamrażalnik...<br />
<br />
A zatem krem z dyni wg mojego widzimisię wygląda tak:<br />
<br />
Składniki:<br />
- ok. 1/8 dyni<br />
- średnia cebula<br />
- gruszka<br />
- 2 marchewki<br />
- łyżka imbiru (świeżego)<br />
- ostra papryka w proszku, sól, pieprz<br />
- bulion warzywny<br />
- oliwa<br />
- gorgonzola<br />
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj2_wmcDvokpl2jwbow6xEbuIku87lNzIDxj2itO35ZMPU3mheBVDPOrEHmXVYArahyCloNw-MY86gxUoU3dti2GycOhAvl6HbMjEjtrfa-Rl7FMJThLshXwPinLmVQeaTGgvJdopO9iJ4k/s1600/IMAG1133.jpg" imageanchor="1" style="clear: right; float: right; margin-bottom: 1em; margin-left: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj2_wmcDvokpl2jwbow6xEbuIku87lNzIDxj2itO35ZMPU3mheBVDPOrEHmXVYArahyCloNw-MY86gxUoU3dti2GycOhAvl6HbMjEjtrfa-Rl7FMJThLshXwPinLmVQeaTGgvJdopO9iJ4k/s1600/IMAG1133.jpg" height="320" width="262" /></a> - natka pietruszki<br />
<br />
Dynię i marchewkę kroimy w kosteczkę, zalewamy bulionem warzywnym tak, aby dynia była lekko przykryta wodą. Cebulę kroimy i podsmażamy na łyżce oliwy i razem z poszatkowanym drobno imbirem dodajemy do garnka. Dusimy do miękkości dyni (ok 20 min). W międzyczasie kroimy gruszkę i dorzucamy w połowie duszenia. Doprawiamy do smaku.<br />
<br />
Wszystko razem blendujemy na krem. Podejmy z kawałeczkami sera gorgonzola i natką pietruszki.<br />
<br />
Dla mnie taka słodko - ostra zupa jest po prostu rajem dla podniebienia. I to niskokalorycznym! Nawet z tym pleśniakowym serkiem.<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br /></div>
Dorahttp://www.blogger.com/profile/08892091854130602846noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-8886601985172194166.post-55048097195995394572015-01-11T23:03:00.001+01:002015-01-11T23:03:24.637+01:00Zapiekanka z jarmużemZdrowo - niezdrowa i na pewno kaloryczna, ale za to przepyszna!!<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgXD4PcnuaF2lJEwhJ7wMhLG_p864PydldY-gaU45JkqtvCPwKRCQ_BKmMwBFDTp84mqRr0Dh0atX7TeQVwhJJyDOmP41ZRVCSyJ0SvsgX1yKY1bBHuYutojQeNY6ke1SWQY2ryYtKXqRj9/s1600/IMAG0812.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgXD4PcnuaF2lJEwhJ7wMhLG_p864PydldY-gaU45JkqtvCPwKRCQ_BKmMwBFDTp84mqRr0Dh0atX7TeQVwhJJyDOmP41ZRVCSyJ0SvsgX1yKY1bBHuYutojQeNY6ke1SWQY2ryYtKXqRj9/s1600/IMAG0812.jpg" height="360" width="640" /></a></div>
<br />
Składniki (na ok. 4 porcje):<br />
<br />
<ul>
<li>6 średniej wielkości ziemniaków</li>
<li>6-8 średniej wielkości liści jarmużu</li>
<li>duża czerwona cebula</li>
<li>20-25 dag kiełbasy (ja lubie toruńską), moze być też boczek</li>
<li>1-2 ząbki czosnku</li>
<li>parmezan </li>
<li>oliwa do smażenia (mój wybór: z pestek winogron) - im mniej tym lepiej;)</li>
<li>sól, pieprz + ulubione przyprawy (ja daję dużo różnych suszonych ziół: bazylia, oregano, kminek, majeranek, papryka słodka, pietruszka)</li>
</ul>
<div>
Podsmażamy cebulkę i kiełbasę z czosnkiem. Ziemniaki gotujemy do miękkości, następnie dajemy suszone zioła i mieszamy z cebulą i kiełbasą. Podsmażamy a następnie lekko dusimy jarmuż (ok.15 min.). W naczyniu żaroodpornym układamy warstę ziemniaków, warstwę jarmużu i znów ziemniaki. Następnie posypujemy tartym parmezanem i zapiekamy w 180st. ok 15 min.</div>
<div>
<br /></div>
<div>
Podejemy z ogromną ilością pomidorów i ogórków kiszonych:) Palce lizać!</div>
<div>
<br /></div>
<div>
Staram się znaleźć czas na ugotowanie czegoś od czasu do czasu. Dzidziuch siedzi zazwyczaj w foteliku i bacznie mi się przygląda:) Ma dopiero 3 miesiące, więc gdy się guzdram albo ma zły humor wtedy jemy kanapki;) A że jeszcze w ciąży zrobiłam napad na mój ukochany sklep z przyprawmi (i nie tylko) - <a href="http://1000smakowswiata.pl/" target="_blank">1000 smaków świata</a>, mogę czarować;)</div>
<div>
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg_x6Z5WC0mmTQrCMyavXDotO1XEvsVRaLmocYBlOGPrZLWYpzbMejgM2LpHqHb5gl3A88bjivsVRcz2y-3js-KETrdD9OzlnKWIiHU9SuO6JatrjuGcvwkm2dACMvL9Ixjr4znJWYViU_I/s1600/IMAG0424.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg_x6Z5WC0mmTQrCMyavXDotO1XEvsVRaLmocYBlOGPrZLWYpzbMejgM2LpHqHb5gl3A88bjivsVRcz2y-3js-KETrdD9OzlnKWIiHU9SuO6JatrjuGcvwkm2dACMvL9Ixjr4znJWYViU_I/s1600/IMAG0424.jpg" height="284" width="640" /></a></div>
<div>
<br /></div>
<div>
<br /></div>
<div>
<br /></div>
Dorahttp://www.blogger.com/profile/08892091854130602846noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-8886601985172194166.post-50073651232906937982015-01-04T00:49:00.002+01:002015-01-04T00:49:50.121+01:00SuperwomanPodobno matki to bohaterki... superwoman... superhero.... No cóż.... Zgadzam się z tym całkowicie!!! Oglądaliście Dragon Ball? Toć ja już zaczynam przypomniać Son Goku...<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgwdfpW-4r3JRwA7rgWk14H0xJi5VV1ZwozXWVMZo15RTQ_CbsOCTrSfkoG49eRX-tz43i4r27X0tCL7Y6UnuzwAtKcMMgHvEGeMAy77LFhsfVpqoxbvFuLxgRjGfkVd8ScPRUW1WQQuziq/s1600/ja+dragonball.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgwdfpW-4r3JRwA7rgWk14H0xJi5VV1ZwozXWVMZo15RTQ_CbsOCTrSfkoG49eRX-tz43i4r27X0tCL7Y6UnuzwAtKcMMgHvEGeMAy77LFhsfVpqoxbvFuLxgRjGfkVd8ScPRUW1WQQuziq/s1600/ja+dragonball.jpg" height="333" width="640" /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
Na razie tylko z fryzury. Latanie i muskulatura podobno przychodzą później;)</div>
<br />Dorahttp://www.blogger.com/profile/08892091854130602846noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-8886601985172194166.post-45009166894483692552014-12-18T00:56:00.000+01:002014-12-18T00:56:40.803+01:00Postanowień ciąg dalszyJuż od dawna powinnam podjąć się kolejnego postanowienia, a jakoś nie mogę się ogarnąć. Słodyczy nie tykam już miesiąc, sama jestem z siebie dumna, ze śmieciwego jedzenia zdarza nam się zamówić pizzę, ale staramy się by była na pełnoziarnistym spodzie, no i ćwiczę. Codziennie nie, nie jest to jednak kwestia braku czasu ino bólu pleców, muszę jednak udać się do mojego fizjoterapeuty. Ograniczam sie więc do stretchu i ćwiczeń stabilizujących. Na zgubienie brzucha trzeba będzie jeszcze poczekać. No i ze spacerami słabiutko - najpierw młodzież była chora, później ja, a następnie kręgosłup dał czadu - a wózek trzeba znieść i wnieść na 4 piętro z młodzieżą 6 kilogramową wewnątrz (Mały Wielki Człowiek rośnie jak na drożdżach).<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgkrku9GQhQqoTSV1_-UBfWqBYuKcxRUvg8STiipBOOUxw21WF0XzebWlvzLhi9H4cNr3yF8tk-LQIGyqAYBczjJ665ySc6Yd9qv4vNmSUBra2ApY955MfGfNarOaZlGcgmEq2VbdZYZ-k3/s1600/IMG_9907.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgkrku9GQhQqoTSV1_-UBfWqBYuKcxRUvg8STiipBOOUxw21WF0XzebWlvzLhi9H4cNr3yF8tk-LQIGyqAYBczjJ665ySc6Yd9qv4vNmSUBra2ApY955MfGfNarOaZlGcgmEq2VbdZYZ-k3/s1600/IMG_9907.JPG" height="425" width="640" /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: left;">
Unikam postawienia sobie kolejnego wyzwania jak ognia. Jednak no cóż - czas nadszedł: systematyczność. Brrr. O zgrozo. Ja, najbardziej rozpieprzona i nie trzymająca się żadnych ramek babka zamierza ułożyć plan dnia i się go trzymać. W imię większego dobra, bo Młoda musi mieć jakieś stałe w swoim życiu. Na razie była to tylko kąpiel o 21, a to troszku za mało. </div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: left;">
Postanowiłam dać sobie tydzień na opracowanie i wdrożenia testowe (masakra jak ja tęsknię za pracą i projektami:D) planu dnia. Zatem notes w dłoń i jedziemy. Pfff już mi się to nie podoba.... </div>
Dorahttp://www.blogger.com/profile/08892091854130602846noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-8886601985172194166.post-76037049965649835572014-12-12T23:51:00.004+01:002014-12-13T12:28:48.849+01:00Stretching - dobry dla ciała, wspaniały dla duchaSą takie dni, że mam ochotę wymordować pół świata, a potem zająć się drugą połową.Wszystko jest nie tak, wszystko wqrza i szybko wpadam w irytację. Nie wiem skąd to się bierze, ale ćwiczenia, zwłaszcza rozciąganie - porządne i na granicy bólu, pozwala mi pozbyć się całej tej negatywnej energii. Potem gorący prysznic z cudownie pachnącym żelem pod prysznic i troszkę ciszy i znów wszystko wraca na miejsce. Znów mi się chce uśmiechać. Macie czasem tak?<br />
<br />
<div style="text-align: left;">
Dziś Jessica Smith - jej spokojny i przyjemny głos jest dodatkowym atutem.</div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
<iframe allowfullscreen="" frameborder="0" height="315" src="//www.youtube.com/embed/DZ7hrD0Z_3o" width="560"></iframe></div>
Dorahttp://www.blogger.com/profile/08892091854130602846noreply@blogger.com0