sobota, 28 września 2013

Nie od razu Rzym zbudowano

Nie da się zostać miss fitness w miesiąc. Nie da się zbudować muskulatury w 3 tygodnie. Nie da się schudnąć 20 kg w miesiąc (no chyba, że ważysz ponad 120 kg) i wyglądać jak modelka! Nie znaczy to, że można się poddać. Nic nie przychodzi od tego, że się o tym myśli - z planów nic nie wyniknie, póki się nie wdroży ich w życie. Jednak czasem trzeba zacząć od małych kroczków, żeby potem móc przeskoczyć przepaść.

Tak też jest z ćwiczeniami, kondycją i ogólną formą fizyczną. Nie dajesz rady przetrwać całej godziny na zajęciach fitness w klubie? Nie poddawaj się! Zacznij od robienia codziennie 10 brzuszków, potem 20. Kilkudziesięciu pajacyków na dzień dobry. Długich spacerów. Powoli, dzień po dniu, będziesz coraz sprawniejszy, coraz lepszy, coraz szybszy i coraz silniejszy.

Zacznij od ćwiczeń w zaciszu domowym - poniżej fajne i proste ćwiczenia, dla początkujących. Pamiętaj! Nie od razu musisz przetrwać całą godzinę - odpocznij i wróć do ćwiczeń po 5 minutach, albo przerwij w dowolnym momencie i zacznij od nowa, gdy zmęczone i obolałe ciało już troszkę odsapnie.


Bądź systematyczny, a nawet nie zauważysz kiedy będziesz mógł bez wysiłku zrobić 100 brzuszków, albo przebiec 5 km.. Zajęcia fitness? Phi, tylko godzina?:)

czwartek, 26 września 2013

Podstawowe pytanie: dlaczego?

Ryan (The Bigest Loser season 1) stracił 122lbs (55 kg) - wygrał. Niesamowity wynik nieprawdaż?


Teraz waży więcej, niż ważył zanim przystępował do programu. Dlaczego?

 To samo tyczy się Erica, który wygrał sezon 3 i powrócił do swojej wagi zaledwie w rok później.Dlaczego?


Tak też skończyło wielu innych uczestników tegoż programu. Dlaczego?

Ludzie osiągając prawidłową wagę, czują się lepiej, mogą więcej, mogą dłużej, jest im dobrze. To fantastycznie! Ten stan jednak prowadzi dużymi krokami do stanu utracenia kontroli. Ludzie osiadają na laurach, nie wierzą, że kiedykolwiek więcej będą wyglądali tak, jak wyglądali zanim rozpoczęli walkę z samym sobą. Jednak raz powstałe komórki tłuszczowe nie umierają nigdy. Czekają w uśpieniu, aż dostarczymy im odpowiednią ilość paliwa, aby znów mogły się rozrastać. I nie chodzi tu tylko o ilość, ale właśnie o tą odpowiedniość: dużo niezdrowego jedzenia, mało ruchu, co daje rezultat mało mięśni i dużo galarety.
Pamiętajmy, że mięśnie są metabolicznie aktywne, więc im więcej mamy tkanki mięśniowej, tym szybciej spalamy spożyte kalorie. Organizm bowiem musi nakarmić mięśnie, które są zawsze głodne, nawet gdy śpimy. Tłuszcz za to jest tkanką nieaktywną, co powoduje, ze nasza przemiana materii będzie wolna i nieefektywna, a komórki tłuszczowe będą się namnażać i rozrastać.

Gdy zestawimy ze sobą dwie osoby, które będą ważyć dokładnie tyle samo i jeść tyle samo (np. ok 2000 - 2500 kcal dziennie) - umięśniona będzie trzymać wagę, a ta która jest mięciutka, będzie systematycznie bardzo powoli, ale będzie - tyć. Dlatego ruch jest tak ważny!

Ważne jest też sprawdzenie, czy nasze hormony są na prawidłowym poziomie - jeżeli nasza równowaga hormonalna jest zachwiana, możemy siedzieć na siłowni po 3 godziny dziennie i nadal nic zwalczymy. Wtedy przychodzą pomysły z głodówką, które powodują, że nasz organizm wpada w panikę i próbuje schować jak najwięcej kcal w tkanki, bo myśli, że nadchodzą "ciężkie czasy". Nawet kilka dni głodówki mogą nam spowolnić metabolizm na kilka tygodni - czy to naprawdę jest tego warte? Tym bardziej, że kilogramy, które spadają przez kilka dni głodówki to jedynie opuszczająca nasze ciało nagromadzona woda, a nie ten paskudny tłuszcz, którego chcemy się pozbyć. Do tkanki tłuszczowej organizm sięga w ostateczności, bo są to jego zapasy, które będzie oszczędzał tak długo jak się da. Dopiero w okolicy 3 tygodnia diety następuje desant na zapasy. Długo prawda?

Dlatego też, ostra dieta nie jest dobra. Nie jest zdrowa. I przede wszystkim:  nie jest logiczna! Gdy po miesiącu jedzenia jabłek i picia wody zaczniemy jeść normalnie, organizm po pierwsze zacznie w trybie natychmiastowym chomikować co dostanie, bo: a) boi się znów okresów głodu i b) przemiana materii jest spowolniona i nie ma jak przerobić takiej liczby kalorii, do której jest nieprzyzwyczajony. Jedząc codziennie normalne, zbilansowane posiłki nie tylko dostarczamy naszemu ciału wszystkiego czego potrzebuje, przyzwyczajamy je też do pewnej ilości pożywienia, z którą umie sobie poradzić i uczymy nasze ciało, że paliwo dostarczane jest regularnie, więc nie ma co gromadzić zapasów na później. Gdy dołożymy do tego ruch fizyczny, nawet w małych dawkach (niech to będzie choć zrezygnowanie z windy w zupełności, albo weekendowe wypady rowerowe z mężem i dziećmi, niedzielne spacery) szybko zauważymy zmiany w ciele i samopoczuciu. Będziemy chudnąć systematycznie i zdrowo, a efekt jojo nam nie grozi.

Pozostaje jeszcze drugie dno: tyjemy bo... Nie tyjemy, bo chcemy przytyć, nie tyjemy, bo tak wyszło, nie tyjemy, bo okazjonalnie pochłoniemy tabliczkę czekolady. Tyjemy, bo jemy za dużo i zbyt niezdrowo. Bo się nie ruszamy w ogóle. Ale nadal pozostaje pytanie: dlaczego? Dlaczego jemy dużo? Dlaczego nie potrafimy powiedzieć dość? Dlaczego, gdy nam źle sięgamy do lodówki? Dlaczego nie umiemy po prostu wziąć się za siebie?

Tak naprawdę póki nie wejrzymy w głąb siebie i nie odkryjemy co nas gnębi, co boli, co przeraża, gdzie są korzenie tego wszystkiego, nic nie zwalczymy. "Dlaczego" jest to te główne pytanie. Znając na nie odpowiedź, wszystko inne nadejdzie. Nie mówię, że będzie łatwo. Nie będzie. Będzie wiele walk, ale wojna będzie wygrana:)


niedziela, 15 września 2013

Cel: 10 km

Nigdy nie byłam długodystansowcem. Pierwsze 2-3 km ciągłego biegu były dla mnie mega wyzwaniem. 4 km ciągle jest wyzwaniem. Chciałabym przebiec 5 km bez zmęczenia. Więc ćwiczę. Biegam, robię przysiady, ćwiczę siłowo, robię interwały. Sprawia mi to przyjemność, choć czasem mam ochotę nie wychylać nosa za drzwi lub nie wstawać z kanapy, to po treningu czuję się bosko.

Plan mam zatem aby przebiec 10 km lekką stopą. Zaczęłam biegać interwałowo i co ciekawe, biegam coraz większe dystanse. Dziś przekroczyłam magiczne 5 km. Jestem wniebowzięta. Czeka mnie jeszcze dużo pracy. Czy gdy zrobię 10 km ciągłego biegu zasłużę na zegarek Garmina? Zasłużę prawda? Zasłużę!

Po południu kawa w ToZo Cafe. Setki zbędnych kalorii - wiem! Ale jakie pyszne te kalorie:)


 A kafejkę polecam - miła obsługa, dobre śniadanka, ciekawe lunche, pyszna kawa:) Górczewska 80 w Warszawie, niedaleko parku Moczydło. Będę bywać częściej! 

Tymczasem wakacje troszkę rozregulowały moje posiłki i treningi i muszę się pozbierać. Więc do dzieła! Sierpień był całkiem niezły - ponad 7 tys. spalonych kcal. Pracuję nad tym, aby wrzesień był lepszy. Więcej biegania, więcej ruchu kondycyjnego i nie ma lenistwa weekendowego - mój Misiek wczoraj pierwszy raz spróbował rolek i mu sie spodobało. Bulwar nadmorski będzie przez nas odwiedzany wieczorami w każdą sobotę wieczorem, a co:)