niedziela, 25 lutego 2018

Nie od razu miła, nie od razu

"Nie oczekuj, że zobaczysz rewelacyjne zmiany w swoim ciele już po miesiącu. Tuczyłaś się całą zimę i kawałek wiosny, daj więc sobie przynajmniej trzy miesiące by odwrócić tendencję" [Angie z Powerworkout]
No właśnie do wczoraj myślałam: miesiąc wystarczy, żeby coś zaczęło się dziać. Tymczasem faktycznie przecież dupa mi rosła całą ciążę i (z przerwami ale jednak) 3 lata z nakładem, bo tyle ma moja córa. Muszę dać szansę mojemu ciału, nie dać głowie poddać się za wcześnie.

Zatem daję sobie 3 miesiące. Jeżeli na początku czerwca nie będzie efektów to pakuję wszystkie moje ubrania rozmiar 34 i 36 i wystawiam od złotówki na Allegro.

Zasady są proste:
1. Unikam cukru i wysoko przetworzonego jedzenia
2. Nie przekraczam dziennie 1400 kcal (moje BMR to teraz ok 1520 kcal)
3. Zmniejszam porcje i jem świadomie
4. Ruszam się na początek 3 razy w tygodniu po min 15 obwód z ciężarami
5. Pamiętam, że spasłam się na własne życzenie, nikt mi jeżyków i pizzy do gardła nie wpychał.

I takie motto na najbliższy czas:)




sobota, 24 lutego 2018

1/6 roku za nami

W listopadzie siedziałam nad kartką, na której zapisałam swoje wymiary, myśląc o mamo, ale się spasłam. Minęły już 3 lata odkąd urodziła się Sabina a ja nadal wyglądam jakbym urodziła miesiąc temu. Pomyślałam ogarnę się. Po miesiącu niewiele się zmieniło a ja miałam wrażenie że jestem ciągle głodna. Frustracja skończyła się paczką jeżyków i dobrym filmem. Jakoś nie czułam się przez to gorzej. Drugi zryw był po Nowym Roku (a jakże by inaczej). Nawet rozpisałam sobie plan - jedzenia, ćwiczeń, miałam przygotowaną tabelkę z wynikami wraz z wykresem... Po miesiącu frustracja wróciła z paczką jeżyków i pizzą na obiad.

Mniej więcej od tamtej pory moje "365 dni to 365 nowych możliwości" zostało zdegradowane do "o jeżu jak mi się nic nie chce" i póki co w tym tkwię. Szczerze mówiąc zaraz po porodzie miałam większą determinację żeby doprowadzić się do porządku niż teraz. Moje ciało nie reaguje na mnie, albo popełniam jakieś błędy, których sama nie dostrzegam (bądź wypieram) i przez to wyników brak. Gdy nie widać efektów nie potrafię znaleźć w sobie siły na parcie dalej. I tak wiem, efektów nie będzie od razu, ale po miesiącu powinno się coś ruszyć czyż nie?

Kiedyś myślałam - małe kroczki. Potem stwierdziłam: a huk z tym małymi kroczkami przepaści nie przeskoczysz. Ale może jak zwykle chodzi o ten złoty środek. Najpierw trzeba przydreptać do krawędzi by móc skoczyć. Czyli co? Bierzemy rozbieg?

poniedziałek, 27 listopada 2017

Stado ostoją i wsparciem zawsze i wszędzie

Żeby zmienić swoje życie nie da się bazować tylko na swojej sile woli. Siła woli to to troszkę taki różowy słoń – wszyscy o nim mówią, a nikt go nie widział. Czym jest? Jedni twierdzą, że albo się ją ma, albo się jej nie ma, ja jednak twierdzę, ze jest mięśniem, który da się wyćwiczyć. Nie zawsze samemu, wcale nie łatwo i na pewno nie bez przeszkód. Wielokrotnie nastąpi upadek. Jedni mają twardszy tyłek, podniosą się od razu i zaczną od nowa, inni z kolei są charakterologicznie uparci, więc będą ciągnąć temat zagryzając zęby (to nie siła woli, to zaciętość!), ale czy szczęśliwie, to odrębny temat. Będą też tacy, co stwierdzą, że po prostu są za słabi, więc po co się męczyć. Myślę, że ci ostatni powinni wyciągnąć rękę do kogoś bliskiego, kto będzie mógł służyć silnym, wspierającym ramieniem. 

Wszyscy musimy pamiętać o jednym: siła jest w nas, musimy umieć ją wydobyć i wykorzystać wszystko, co tylko możemy wokół nas, aby dopingować się w momentach słabości. Bo słabość też jest w nas, w każdym bez wyjątku. Stąd też w przyrodzie wymyślone zostały stada – albowiem w stadzie łatwiej – dziś ty masz kiepski dzień, jutro ja, ale przez te dwa dni oboje będziemy chodzić w majtkach, bo raz ja założę je tobie, a raz ty mi. Wniosek: szukajmy sprzymierzeńców, żegnajmy się z osobami, które „namawiają nas do złego”. Bo w grupie raźniej, bo w grupie łatwiej, bo w grupie zwyczajnie fajniej. Ale jak już ma to być grupa, niech będzie to grupa wsparcia, a nie zamknięte koło bezsilności.

Nie ważne co chcemy zmienić – schudnąć, przestać kupować, zacząć się rozwijać, osiągać sukcesy w pracy. Musimy otaczać się osobami, które będą pozwalały nam równać w górę, będą dawać dobry przykład, pomagać każdego dnia będąc zwyczajnie dobrym przykładem. Nie czujmy się przy tym źle, nie myślmy jako o tym „gorszym”. Myślmy: uczymy się od lepszych od siebie, potem my będziemy wspierać innych. Bądźmy stadni, bo: „Nie ma problemów, których nie da się rozwiązać wspólnie i jedynie kilka, które jesteśmy w stanie rozwiązać sami” [prezydent Lyndon Johnson]. Łączmy siły, wtedy zmienimy wszystko, co tylko chcemy!

Ogrom zmian chciałam zawsze wprowadzić w swoje życie, poprawić siebie na tak wielu płaszczyznach, a wciąż stałam w miejscu. W pracy jestem człowiekiem od ogarniania, poprawiania rzeczywistości w zespołach, uczę innych jak współpracować, a w życiu prywatnym nigdy o pomoc nie prosiłam, bo przecież wszystko zrobię sama. Zamykałam się w ten sposób w niekończącym się paśmie nieudanych prób. Bardzo interesujące, że uświadomiłam sobie tak niedawno, że nie jestem dupą wołową, bo ciągle zawodzę sama siebie nie dotrzymując sobie danego słowa. Ja po prostu potrzebowałam wsparcia i musiałam nauczyć się o te wsparcie prosić.Choć bardzo bym chciała, nie jestem superwomen. Może jednak mogę być SuperDorą?

sobota, 14 października 2017

Odjutryzm - zakała mojego wczoraj

Minęło pół roku odkąd ostatnio tu byłam. Awans w marcu wciągnął mnie niczym wir w firmową rzeczywistość. Mam wrażenie jakby marzec był zaledwie wczoraj, mgnienie oka. A tu proszę tyle miesięcy i prawie 10 kg na plus. Bardzo zabawne...

Brak czasu na spanie, jedzenie w pośpiechu i bez zastanowienia, często syfne, bo przecież wszyscy idą do kfc, ja też chcę... Zmęczenie wieczorem skutecznie eliminowało jakiekolwiek chęci sięgania po co mądrzejsze książki. A podróż do pracy (ponad godzina w jedną stronę) kończyła się usypianiem nad artykułem, który zaznaczyłam sobie do przeczytania na później. Jednym słowem ostatni rok upłynął pod znakiem dużej efektywności w pracy i zerowej w sferze osobistej...

Jeszcze w lato troszkę biegałam, ale było tego tak niewiele, że szkoda mówić. Jak już wracałam do domu, to jedyne o czym myślałam to żeby coś zjeść, obejrzeć jakiś serial, poprzebywać z córą i iść spać. Pobudka o 5. Praca do 18. W domu o 20. Hmm co to za życie? Jak się nad tym głębiej zastanowić człowiek pracuje, pracuje i pracuje. Zarzyna się póki ma siły. A gdy ich nie ma, wtedy nie pracuje, ale nie ma też sił na rozrywkę i aktywny odpoczynek. Wcześniej nie miał czasu. Zamknięte koło. Trzeba znaleźć równowagę w tym wszystkim.

Każdego dnia obiecywałam sobie, ze jutro/w następnym tygodniu/miesiącu coś ze sobą zrobię. I zawsze znajdowałam powód czemu jednak to będzie znów od jutra. 'Odjutryzm' mnie prześladował. Przesłaniał każdą decyzję, każde postanowienie można było załatwić tą frazą. Odłożyć. Ile można?

Zawsze mówiłam że małymi kroczkami nie przeskoczy się przepaści, ale drastyczne zmiany są trudne. Czasem trzeba zrobić te kilka małych kroczków do przodu żeby wciąż nie dreptać w miejscu. Zatem pożegnałam odjutryzm i zaczęłam podejmować małe wyzwania każdego dnia. Nadal je podejmuję. Dziś jest 31 dzień bez słodyczy. Zaczęłam od 3... Koniec truchtania w miejscu!

środa, 8 marca 2017

Zmiany, zmiany, Duże Zmiany

Mój świat wrócił do normalności. Nadal żyjemy w chaosie, ale ja sama jestem jednym wielkim chaosem, więc w zasadzie to nigdy nie było i nie będzie problemem. Ale zostałam uwolniona z domowego aresztu - wróciłam do pracy zawodowej! Hip hip hurrrra!

Po małych przepychankach z moim byłym pracodawcą - PKP Intercity, w którym pracowałam ładne parę lat, ostatecznie powiedziałam "dziękuję" i zaczęłam rozglądać się za pracą w 3City. W ciągu zaledwie 3 tygodni podpisałam umowę i stałam się dumnym pracownikiem Polska Press Internet i znów czuję, że żyję!:) Świat mobile znów stoi dla mnie otworem, a ja robię to, co kocham. Aplikacje! Właśnie jestem na Mobile Trends Confrence w Krakowie i jest naprawdę miło:) Och jak ja tęskniłam!

Tymczasem Sabinka spędza dzień u Babci, która jest najlepszym kompanem do zabawy i najlepszym nauczycielem piosenek, cyferek i literek, namawia S do opowiadania historyjek, które widzi na obrazku, uczy ją wierszyków, razem tańczą, chodzą na spacery. Babcia jest nieoceniona, a zasób słów Sabinki jest powalający. Dwa i pół roku będzie miała dopiero za miesiąc, a w tej chwili zasuwa pełnymi zdaniami i opowiada barwne historie. Dodatkowo zaczęła fantazjować i wymyślać sobie zabawy, w których przeprowadza ożywione dyskusje na dwa głosy. Jest to niesamowicie zabawne:)

W zasadzie nie ma czasu na nic, nawet na spanie, ale jestem happy. Muszę sobie poukładać jeszcze to i owo, myślę nad jakimś wyzwaniem. To co - da się nie jeść cukru przez rok? Hmm... żegnaj czekolado!