wtorek, 23 kwietnia 2013

Fenomen Ewy nadal trwa

Polska nadal wariuje na punkcie Ewy Chodakowskiej. Dałam się wciągnąć w to wariactwo, choć przejawiam jeszcze niekiedy opór, to ćwiczenia z nią uzależniają:) Od tygodnia myślę tylko o tym, kiedy znaleźć czas na Skalpel, albo kilka innych prostych ćwiczeń, po których zleję się potem i poprawi mi się humor. 
Ewa nie jest idealna, czasem drażni mnie jej agitowanie i wypowiadanie się w samych superlatywach, ale z drugiej strony - czemu nie? Negatywny stosunek do świata nic nie daje, a nie rzadko przekłada się na negatywny stosunek do siebie. A stąd prosta droga do tragedii. Mi bardzo podoba się realne podejście do ciała, ćwiczeń, do żywienia. Nienawidzę głodówek i zawsze wkurzali mnie ludzie, którzy kazali mi żyć o wodzie i powietrzu, bo mam szeroki tyłek i masywne uda. Trudno, z budową sylwetki nie wygrasz, ale możesz ją pokochać i uczynić swoim atutem. Gdy ciało będzie sprężyste i jędrne, a na twarzy zawsze będzie gościł uśmiech, nikt Ci się nie oprze:) 
Szkoda życia na umartwianie się - życie jest tylko jedno!! Korzystajcie z niego:) i uwierzcie, że wszystko jest możliwe!




Poniżej bardzo inspirujący wywiad z Ewą Chodakowską:

Magdalena Bloch, Kobieta.gazeta.pl: Jak to się stało, że tak pochłonął cię fitness?

Ewa Chodakowska: Aktywność fizyczna zawsze poprawiała mi samopoczucie. Kończyłam różne kursy i warsztaty dla trenerów, ale ćwiczyłam raczej dla siebie. 3,5 roku temu poznałam mojego partnera, który pokazał mi, że trener personalny to nie tylko osoba odliczająca powtórzenia, ale psycholog, który dodaje skrzydeł drugiemu człowiekowi. Pomyślałam, że to cudownie, bo to połączenie moich dwóch pasji. Motywowanie ludzi i aktywności fizycznej.

W Grecji zdecydowałam się na rozwój swojego dotychczasowego hobby, skończyłam college sportowy i zaczęłam pracę na siłowni, a następnie otworzyłam swoje studio fitness. Po sześciu miesiącach nie miałam już wolnych miejsc w sali! 

Równocześnie podjęłam pracę nad sobą. Według mnie wykonując daną profesję powinniśmy być jej wizytówką. Ciało jest narzędziem mojej pracy więc chciałam być najlepszą wersją samej siebie. Nie miałam wyznaczonego celu, że np. muszę mieć kratkę na brzuchu, uważam to za próżne i zupełnie nie w moim stylu. Chciałam być super sprawna kondycyjnie, wykonać trening 45 minutowy bez zadyszki. Być taką niezniszczalną maszyną. I tak się faktycznie stało. Zajęło mi to pół roku.

Nie minęły jeszcze dwa lata od twojego powrotu, a znają cię już chyba wszyscy. Twój fanpage na Facebooku lubi ponad 225 tysięcy Polek. Jak udało ci się zbudować taką popularność?

- Fanpage mam od roku. Nie zbieram lajków, nie zapraszam ludzi. Konsekwentnie robię tak od samego początku, od powrotu do Polski. Założyłam profile na facebooku jeszcze będąc w Grecji. Motywowałam i wysłałam fanom materiały treningowe. Okazało się, że kobiety czekały na taki materiał dvd. Fala entuzjazmu przekonała mnie do powrotu do kraju. 

Dwa miesiące po powrocie stawiłam się u redaktor naczelnej pisma "Shape" i zaproponowałam współpracę. Postanowiłam udowodnić jej, że potrafię zmotywować kobiety do ćwiczeń i obiecałam, że w tydzień założę stronę na Fejsie i polubi ją kilka tysięcy kobiet. Tak się stało! Potem nagrałam z magazynem płytę z ćwiczeniami, która była dołączona do jednego z numerów pisma. Miałam już wtedy swoją społeczność. Numer się wyprzedał więc trzeba było zwiększyć nakład.

Jak więc motywujesz swoje fanki?

- Dorastałam w kochającej się rodzinie, od której dostałam dużo ciepła. Staram się, żeby ludzie czuli się przy mnie dobrze. Często dodawałam im wiary i mówiłam, że dadzą radę, że muszą zaryzykować, bo tylko wtedy zrealizują się. Przełożyłam prywatne życie na metodę pracy i to się sprawdza, gdyż jestem autentyczna. 

Próbuję mobilizować wszystkich dookoła, żeby odnaleźli szczęście w życiu, a że aktywność którą proponuję jest najprostszą drogą do szczęścia, więc kobiety zaczynają się akceptować, stają się odważne, przez co ich partnerzy, rodzina, znajomi, pracodawcy zupełnie inaczej na nie patrzą.

Ta 225 tys. społeczność już żyje swoim własnym życiem.

- Dziewczyny, które zostawiają posty na mojej tablicy, mają do siebie świetne nastawienie i gratulują sobie zaliczenia kolejnego treningu. Jest między nimi interakcja. Staram się nie tylko wrzucić post i zdjęcia ale nie zostawiać dziewczyn samych sobie. Dziennie dostaję mniej więcej 700 wiadomości. Mam z nimi stały kontakt.

Ta społeczność jest zlepkiem ludzi z całego świata, gdyż piszą do mnie osoby z Chin, Kanady, USA, Brazylii. Czasami myślę, że dokąd bym nie pojechała, to mam z kim się spotkać i porozmawiać o naszej wspólnej pasji, o zamiłowaniu do aktywności, o tym, jaką kto przeszedł metamorfozę.

Wszystkim zajmujesz się sama, czy myślałaś o tym, żeby zatrudnić specjalistę?

- Nikt mi nie pomaga. Chociaż bardzo często jestem posądzana o wsparcie grupy marketingowców i psychologów. Na początku myślałam o współpracy ze specjalistami, ale teraz się cieszę, że nic z tego nie wyszło. Kiedy mam coś zrobić dobrze, wolę to robić sama. Wiem wtedy, że dam z siebie wszystko, a kiedy coś sknocę, będę miała pretensje tylko do siebie. Sama podejmuję decyzję i sama się z nich rozliczam. Sama też odpisuję na maile i oddzwaniam.

Wydajesz płyty, motywujesz ludzi do ćwiczenia w domu, ale można z Tobą również trenować osobiście. Gdzie prowadzisz zajęcia i czy każdy może się na nie zapisać?

-W Galerii Fitness na Mokotowie w Warszawie, wynajmuję tam salę. Zapisujesz się bezpośrednio u mnie przez Facebooka. Ja później odzywam się telefonicznie. Zajęcia prowadzę na zmianę z moim partnerem. Nasze treningi są krótkie, ale intensywne. Robimy wszystko, aby każda osoba osiągnęła granicę swojej wytrzymałości. Jak przychodzę na zajęcia, to widzę, jak się grupa czuje, czy muszę dać im odetchnąć, czy mogę ich zmaltretować (śmiech), żeby ledwo żyli. Na każdych zajęciach pojawia się inny program.

Czy na wspólnych zajęciach ćwiczysz razem z grupą?

- Nie. Traktuję każda osobę, która przyjdzie do mnie na zajęcia, bardzo indywidualnie. Można się poczuć trochę jak na treningu personalnym. Obserwuję, kto jak wykonuję dane ćwiczenie. Muszę widzieć, czy jest postęp. Nie skupiam się na sobie. Biegam po sali i motywuję. Poprawiam, modyfikuję ćwiczenia tak, żeby nikomu nie stała się krzywda.

Bardzo często po miesiącu, dwóch następuje rotacja wśród uczestniczek. Dziewczyny odchodzą i przychodzą kolejne. Dzieje się tak dlatego, że te osoby nabierają świadomości swojego ciała. One już wiedzą, jak muszą pracować i ja wtedy bardzo często mówię: - Spadaj! Daj miejsce komuś innemu! (śmiech) Między mną, a tymi kobietami jest fajną relacja nauczyciel-uczeń. Nie jestem jak trener, który stoi na środku i jest zajęty bardziej sobą niż grupą.

Jakie błędy najczęściej popełniają dziewczyny ćwicząc z Tobą?

- Największym błędem przede wszystkim jest nie podjęcie wyzwania! Kobiety często nie dają sobie szans, boją się zacząć ćwiczyć. Mamy tak małą wiarę w siebie, że strach przed porażką odbiera nam siłę do działania. Osoby, które ćwiczą ze mną bardzo szybko przejmują zdrowe nawyki. Rzeczy dla mnie oczywiste, są często dla nich wielkim zaskoczeniem, czymś nowym co zaczynają wprowadzać w życie. Na zajęciach poprawiam technikę, namawiam do zbilansowanego jadłospisu, przypominam o właściwym odpoczynku i dodaję skrzydeł. Po miesiącu nie popełniają już żadnych błędów. Pięknie się zmieniają!

Czy zdarzyła się sytuacja, że dziewczyna ćwiczyła razem z Tobą i nie udało jej się osiągnąć zamierzonego efektu?

- Kiedy osoba jest zdrowa, to nie ma odstępstw od reguły chyba, że ktoś nie trzyma się planu naszego działania. A nie trzymają się osoby, którym się wydaje, że jak będą mniej jadły i ćwiczyły to więcej schudną. I wtedy jestem stanowcza! Mówię, że albo będą jadły albo niech nie przychodzą wcale.

Miałam taką dziewczynę, która przychodziła do mnie na zajęcia przez kilka miesięcy, a ja wciąż nie byłam zadowolona z jej efektów. Pojechała ze mną na metamorfozę do Bukowiny i dopiero moja dietetyk jej przetłumaczyła, że musi jeść więcej niż dwa razy dziennie. Później miałyśmy przerwę świąteczną - nie widziałam jej prawie dwa tygodnie, a jak ją zobaczyłam na kolejnych zajęciach, wyglądała jak połowa siebie. Zapytałam: - Co zrobiłaś? A ona mi na to: - Nic, jem według zaleceń.

Nasz organizm, w momencie gdy nie dostarczamy posiłków, będzie próbował się zabezpieczyć i zwolni metabolizm. Regularne posiłki dają naszemu organizmowi energię do pracy i działania. Żeby mieć apetyczne ciało trzeba jeść!

To ile trzeba jeść dziennie ćwicząc razem z Tobą?

- Co najmniej 1800 kcal. Ja jem od 2000 do 2500 kcal, bo prowadzę bardzo aktywny tryb życia, a nie chcę schudnąć ani grama.

Czy inaczej odżywiasz się w dni treningów i kiedy nie ćwiczysz?

- Na tym etapie już nie myślę, ile zjadłam kalorii. Jem tak, żeby zawsze utrzymywać energię na wysokim poziomie. Nie mogę doprowadzić do momentu, w którym czuję się osłabiona.

To jak często sama ćwiczysz?

- Różnie, ale nie rzadziej niż trzy razy w tygodniu. Często słyszę pytanie, jak poza treningami znajduję jeszcze czas na ćwiczenia. A ja tak właśnie się resetuję. Gdy wracam do domu po całym dniu spotkań, pierwsze co robię to ćwiczę. Rodzaj ćwiczeń wybieram w zależności od mojego samopoczucia.

Ulegasz słabościom i jesz słodycze?

- Nie odmawiam sobie przyjemności. Jednak deser deserowi nie jest równy. Nie jem żelków, batonów, cukierków, ciasteczek etc. Pozwalam sobie na lody albo musy czekoladowe, praliny, gorzką czekoladę. Mam zasadę, aby mój deser nie zawierał chemii. Nie jem ciast, tortów, które po tygodniu wciąż smakują i wyglądają tak samo! 

Był moment kiedy trenowałam intensywnie 5-6 razy w tygodniu, a moje ciało bardzo się wtedy zmieniało. Nie chciałam zniszczyć efektu przez jakiś deser, dlatego przez ten półroczny okres nie jadłam słodyczy. Nadrabiałam wtedy owocami. Tak było do momentu, kiedy osiągnęłam zamierzony efekt. Od tego czasu jem absolutnie wszystko. 

W moim jadłospisie jest bardzo dużo steków, warzyw, owoców, makaronów, kaszy, musli, kiełków. Nie jem rzeczy niezdrowych takich jak: parówki, pasztety, kiełbasy, żółte sery, fast-foody. Często wybieram produkty eko czy bio. Słodycze to jest najmniejsze zło. Przynajmniej tak to sobie tłumaczę (śmiech).

Czy kawałek tortu nadrabiasz cięższym treningiem? Masz wyrzuty sumienia?

- Nie, absolutnie nie. Nie ma karania siebie! Trening jest przyjemnością, jedzenie także. A życie ma być przyjemne. Jeżeli pozwalam sobie na coś dodatkowo, to z pełną świadomością i czystą przyjemnością. Bez jakichkolwiek wyrzutów sumienia jem czekoladowy deser. Wszystko rodzi się w naszej głowie. Trzeba brać życie bardziej na luzie i z dystansem do wszystkiego.

Czy dla ćwiczeń ważna jest pora dnia?

-Nie ma to żadnego znaczenia. Ćwiczymy wtedy, gdy czujemy taką potrzebę, kiedy mamy dużo energii lub wtedy, kiedy potrzebujemy się odstresować. Dobrze jest jednak znaleźć swoją ulubiona porę, w której czujemy się dobrze zarówno fizycznie jak i psychicznie i nabrać systematyczności. Dzięki temu nastawimy swój wewnętrzny zegar tak, że sam zacznie upominać się o stałej porze o trening.

Panuje przekonanie, że lepiej jest ćwiczyć przed śniadaniem. Faktycznie przed nim możemy spalić więcej kalorii, ale nie może to być trening intensywny! Kiedy ćwiczymy po posiłku, naładowani energią dajemy z siebie więcej, jesteśmy bardziej efektywni i finalnie spalamy więcej niż przed śniadaniem, bo trenujemy intensywniej. 

Jeżeli ćwiczymy według mojej metody treningu, to tylko po śniadaniu. Bo jeżeli będziesz ćwiczyła według mojego planu bez śniadania, to będziesz spalała bardziej mięśnie niż tkankę tłuszczową. Zawsze zalecam ćwiczenia albo dwie godziny po obfitym posiłku, lub godzinę po lekkim.

Ile czasu powinien trwać trening - można ćwiczyć kilka godzin na raz?

- Mój trening trwa 45 minut, maksymalnie godzinę. Ćwicząc kolejną godzinę intensywnie narażamy się na spalanie mięsni .

Czasami twoje fanki narzekają na brak odpowiedniej przestrzeni w ich mieszkaniach...

- To jest dla mnie wymówka! Niektóre treningi są zaprezentowane na większej przestrzeni ale to tylko po to, żeby urozmaicić obrazek. Każde ćwiczenie można zmodyfikować tak, żeby można je było wykonać na małym metrażu. Jeżeli trzeba zrobić kilka kroków, to równie dobrze możemy zrobić wypady nóg na przemian.

Co sądzisz o drodze na skróty i pozbyciu się tłuszczu poprzez zabieg liposukcji?

- Bardzo ganię drogę na skróty. To jest najbardziej bierna postawa, jaką mogę sobie wyobrazić. Odsysanie tłuszczu wynika z lenistwa i potrzeby zauważania efektów z dnia na dzień. Potępiam taką niecierpliwość. Musimy mieć świadomość, że jeżeli ćwiczymy regularnie to efekty w końcu pojawią się i jeżeli tylko będziemy tego chcieli, zostaną na zawsze. Ciało powinno być fajne, jędrne, silne, a mięśnie wymodelowane, a nie szczupłe, słabe i wiotkie.

Jakie masz plany na przyszłość?

- Chcę zostać w Polsce jeszcze cztery lata, a później przeprowadzam się z powrotem do Grecji. Założyłam sobie, że w Polsce będę pięć lat i chcę w tym czasie zaszczepić w kobietach moją pasję do aktywności fizycznej. Do tej pory udało mi się zebrać niemałą grupę kobiet i mam nadzieję, że będzie to owocowało świadomością, czym i po co jest trening. Poza tym będę chciała wyszkolić grupę moich trenerów, by w każdym mieście można było znaleźć specjalistę, który będzie wcielał w życie moje programy.

Myślę, że po czterech latach będę mogła wyjechać stąd z czystym sumieniem, gdyż zostawię masę ludzi, którzy będą się wzajemnie motywować. Przede wszystkim liczę na mamy, które wprowadzając aktywność fizyczną w plan dnia staną się inspiracją dla swoich dzieci. Te chętnie się przyłączą i tylko czekać, jak wyrośnie nam nowe pokolenie fit. Tak jak śpiewał kiedyś Soyka: Życie nie po to tylko jest żeby brać, trzeba coś dać - to się sprawdza.

źródło: kobieta.gazeta.pl

piątek, 19 kwietnia 2013

Świat zbudowany jest z miliona odcieni szarości

Staram się jeść często, ale małe porcje, najzdrowiej jak się da. Nie tknęłam nic słodkiego od niedzieli, to już jest mega sukces:) i ćwiczę!! codziennie:) energia mnie rozsadza, lepiej się czuję, nawet praca nie daje mi się aż tak ostro we znaki. Czas na ćwiczenia jakoś sam się znajduje.

Robię małe kroczki i jestem z nich bardzo dumna. Zawsze przegrywałam sama ze sobą znajdując milion wymówek, albo też poddawałam się przy pierwszym potknięciu - postanowiłam nie jeść słodyczy, ale złamałam się i zjadłam kawałek czekolady, to zaraz potem był pączek, pół ciasta i ola boga - porażka. Zawsze było czarno albo biało. Ale świat jest zbudowany z półcieni, z miliona odcieni szarości, jeżeli jedna rzecz pójdzie źle, trzy inne pójdą dobrze. Nie odmawiam sobie kawałka czekolady, tylko robię potem 10 przysiadów więcej - robię kompromisy sama ze sobą. Sztuka negocjacji!!:)

Ćwiczę. Za mną pierwsze dwa treningi z Ewą Chodakowską i jej Skalpelem. Tona banalnych ćwiczeń, a ja mam ochotę umrzeć podczas niektórych z nich. Moja kondycja i stan mięśni jest w opłakanym stanie, ale na wszystko przyjdzie pora:) Małe kroczki.


czwartek, 11 kwietnia 2013

Nie głodować




"OSZALEJE!!! DIETA 1000-1200 KCAL TO GŁODÓWKA!!!! To najgorszy scenariusz jakiego można się spodziewać!!! Spalamy 1300 kcal dziennie nie ćwicząc!!!* Zatem ćwicząc powinnyśmy pochłaniać od 1500 kcal - 2500 kcal!!! Wasz organizm na tej idiotycznej diecie, będzie wyczerpany (bez względu na to jak się czujecie), po powrocie do normalnego odżywiania,będzie próbował magazynować wszystko,żeby na wypadek głodówki mieć zapasy!!! Po takiej "diecie" prędzej czy później - zależy ile tygodni, miesięcy, lat na niej jesteście,możecie się spodziewać jedynie efektów jojo!!! 

Zacznijcie od psychiki!!! Wywalcie tę podłą wagę!!! Zmierzcie się i niech od dziś centymetr będzie wyznacznikiem Waszego sukcesu!!! Zacznijcie zdrowo jeść!!! CO NAJMNIEJ!!!!!!!! 1500 kcal dziennie!!!


JEŻELI STOSUJECIE GŁODÓWKĘ TO ZNACZY ZE POSZLIŚCIE NAJGORSZĄ DROGĄ!!! ..zanim Wasz organizm wskoczy na właściwy tor trochę to zajmie (może nawet do trzech miesięcy).. możecie przybrać na wadze, ale nie w centymetrach..stres wszystko komplikuje i odkłada tkankę tłuszczowa!!! Uspokójcie głowę, bądźcie racjonalne!!! Zacznij od początku we właściwy sposób!!! Inaczej wycieńczycie swój organizm!!!!"


[Ewa Chodakowska]



*ja: każdy spala inną ilość kalorii w ciągu dnia - zależy to od naszego wieku, trybu życia, wagi i wielu innych czynników


Troszkę to wszystko górnolotne, w przerysowanym tonie i choć Ewka moim guru nie jest i nie będzie, bo jej wiedza dla mnie jest zbyt nikła a i metody nie takie, to w tej wypowiedzi jest dużo racji. Pamiętajcie: zdrowie najpierw, reszta przyjdzie sama i w naturalny sposób.

środa, 10 kwietnia 2013

Matabolizm - Let's speed it up

Metabolizm. Wredny proces i głęboko niesprawiedliwy. Jedni rodzą się już z fantastyczną przemianą materii i tycie im nie grozi (jak to powiedziała Kasia Tusk - ten medal ma też drugą stronę: jesz niezdrowo, bo nie musisz zwracać uwagi na to co jesz), drudzy walczą całe życie o utrzymanie szczupłej sylwetki (u mnie na przykład działa to tak, że patrzę na ciastko i już słyszę jak mi dupa rośnie, co wzbudza we mnie mega frustrację). Na nasz metabolizm ma wpływ wiele czynników takich jak: budowa ciała, wiek, temperatura, stres, płeć, leki oraz oczywiście nasze geny. Jest jednak kilka sztuczek, które pozwolą nam iść przez życie bez zbędnych kilogramów i bez głodzenia się. Wbrew pozorom - im mniej jesz, tym przemiana materii jest wolniejsza, a organizm bojąc się nadchodzących czasów głodu, chomikuje jak najwięcej spożywanych kalorii, zamiast je spalać.

Co więc robić, aby przyspieszyć swój metabolizm?


1. Jedz śniadanie - w ten sposób uruchamiasz swój organizm, budzisz metabolizm, co powoduje, że już od wczesnych godzin rannych Twoje ciało spala tłuszcz. Zjedzenie śniadania chroni Cię również przed rzuceniem się na cokolwiek w godzinach popołudniowych, gdy organizm zużyje już całą dostępną energię. Pamiętaj jednak, aby ten posiłek był wartościowy - na prędce zjedzony batonik mars nie jest dobrym pomysłem.


2. Jedz regularnie - 5 posiłków dziennie spożywanych w regularnych odstępach czasu, w miarę o stałych porach pozwoli nie popaść Twojemu organizmowi we wspomnianą już panikę przed czasami głodu, kiedy to trzeba koniecznie schować jak najwięcej kalorii na później. Co więcej małe porcje zjadane częściej nie rozepchną nam żołądka i pozwolą utrzymać swoje zachcianki na wodzy. Dodatkowym atutem będzie płaski brzuch.



3. Pij minimum 1,5 litra wody dziennie - najlepiej zimnej, gdyż nasz organizm aby podwyższyć temperaturę ciała musi się napracować, a co za tym idzie spalić kalorie. Pięć-sześć szklanek zimnej wody dziennie pomogą spalić dodatkowo 10 kalorii dziennie - niby niewiele, ale gratis, a w ciągu roku mogą one nam dać pół kilograma wagi. Co więcej wypijanie odpowiedniej ilości płynów poprawia jędrność i nawilżenie skóry , a także usprawnia usuwanie toksyn z organizmu. Odwodniony organizm spowalnia wszelkie procesy, także przemianę materii - zapobiegajmy temu!



4. Pij zieloną herbatę - przyspiesza metabolizm i spalanie nagromadzonego tłuszczu. Pijąc trzy do czterech filiżanek zielonej herbaty dziennie pozwala spalić nawet o 50 kalorii więcej, co w ciągu roku może dać nam wynik 5 kilogramów mniej na liczniku wagi. Dodatkowo jest bogata w antyoksydanty, zmniejsza ryzyko wystąpienia chorób serca i chroni przed nowotworami.




5. Pij czarną kawę - tak jak z zieloną herbatą, czarna kawa również przyspiesza metabolizm. Po jej wypiciu przez trzy do czterech godzin nasz organizm spala o 50 kcal więcej. Pamiętajmy jednak o nienadużywaniu tego napoju, w nadmiernej ilości - bardziej szkodzi niż pomaga.






6. Doprawiaj potrawy - ostro doprawione potrawy potrafią przyspieszyć metabolizm nawet o 23%! Nie żałujcie więc sobie papryczek chilli pieprzu i imbiru. W odsiecz przyjdzie nam też bazylia i cynamon, curry i oregano - chodź nie są ostre, wspomagają procesy trawienne.





7. Jedz więcej białka - białko bowiem spalane jest dwa razy wolniej niż węglowodany i tłuszcze. Pomaga budować mięśnie, nie tuczy, a co najważniejsze wspomaga odchudzanie. Dobre źródła białka to chuda wołowina i wieprzowina, ryby, białe mięso, tofu, orzechy, fasola, jaja, a także niskotłuszczowe koktajle mleczne. Z ciekawostek: spożywając tłuszcz zużywamy na trawienie 5% jego wartości energetycznej, węglowodany – 5-20%, a białko – 20-30%.




8. Unikaj diet cud - na których jemy tak mało, że wyglądają jak głodówka, sprawiają, że nasz metabolizm gwałtownie spowalnia, a nasz organizm odkłada tłuszcz - gromadząc go czeka na lepsze czasy (aż dostanie jeść). Po zakończeniu takich diet jest bardziej niż pewne, iż nastąpi efekt jojo, a organizm będzie wyniszczony.




9. Buduje mięśnie - mięśnie bowiem spalają 25 razy więcej kalorii niż tkanka tłuszczowa, nawet gdy nic nie robisz. Co więcej mięśnie to także ładnie wyrzeźbiona sylwetka, dzięki której każdy ciuch będzie wyglądał oszałamiająco:)






10. Ćwicz kardio - żeby spalić kalorie trzeba nieźle się napocić - to nic nowego. Biegaj, skacz, jeździj na rowerze, Trening interwałowy będzie tutaj idealny - mieszaj, zmieniaj ćwiczenia, serie i liczby powtórzeń, zwiększaj obciążenia, zaskakuj swoje ciało. Najlepiej poświęcić na trening codzinnie 40 minut, ale tak na dobrą sprawę każda porcja ruchu jest cenna, nawet jeżeli masz zrobić tylko 10 przysiadów dziennie.



Z ciekawostek: gdy spadają nam kilogramy jesteśmy wniebowzięte. Jednak czy faktycznie chudniemy tak od razu a utrata wagi się utrzyma? Otóż nie! Nasz organizm sięga po swoje zapasy w ostateczności, a im częściej stosujemy różne diety i spowalniamy nasz metabolizm, tym lepiej sie broni (nauczony doświadczeniem). Etapy spalania wyglądają następująco:
Etap 1: Przez pierwsze 3 dni diety tracimy 70% wody, 5% białka, 25% tłuszczu
Etap 2: Do 13 dnia diety tracimy 19% wody, 12% białka, 69% tłuszczu
Etap 3: Między 21 a 24 dniem diety tracimy 15% białka, 85% tłuszczu
Etap 4: Od 24 dnia diety tracimy 25% białka, 75% tłuszczu

Aby stracić zdrowo i trwale schudnąć potrzeba cierpliwości i wytrwałości. Diety trwające kilka dni nie mają absolutnego sensu, dopiero po 3 tygodniach nasz organizm bierze się bowiem do roboty i zużywa nagromadzone zapasy tłuszczu.

poniedziałek, 8 kwietnia 2013

Niczym pączek w maśle

Jak zwykle w niedzielę wyjeżdżałam do pracy, Miś żegnał mnie na stacji w Gdańsku i zrobił zdjęcie, gdy machałam mu na pożegnanie.



Rozczarowanie - znów zaczynam wyglądać jak buka z Doliny Muminków:( Fakt, kurtka jest mega stara (a raczej była, bo wylądowała na śmietniku jak tylko dojechałam do domu), za duża na mnie o dwa rozmiary i sprawiała, że wyglądałam w niej jak w namiocie. Jednak koszmar to nie tylko kurtka, to ja:( Pączuś to dobre określenie.

Jak przyjechałam do Warszawy postanowiłam sprawdzić procent tłuszczu w organizmie (pomógł mi w tym kalkulator Fit-up). Mam w tej chwili 38% co jest wynikiem bardzo ale to bardzo strasznym!!


Jestem załamana i nieszczęśliwa - znów znalazłam się w punkcie wyjścia. Wg najróżniejszych źródeł powinnam ważyć ok 50-52 kg. Teraz ważę 66... 14 kg to mega wyzwanie.
Muszę wpuścić Ewę Chodakowską do swojego życia i spróbować się jej poddać. Jej książka stoi u mnie na półce.... czeka. A ja na co czekam?




środa, 3 kwietnia 2013

Rachunek sumienia

Marzec minął pod znakiem braku motywacji. Przyplątał się do mnie jakiś paskudny wirus, który pozostawił po sobie nadal bolące i szwankujące zatoki. Słabo się czułam większość czasu, samoocena w opłakanym stanie. brak energii i chęci do czegokolwiek. To wszystko skutkowało niechęcią do ruchu i ogólnym wbijaniem jakie pożywienie ląduje w moich ustach. Błędne koło:/

Mam jasno sprecyzowane cele, są osiągalne, wiem w jaki sposób je osiągnąć. Brakuje mi jednak tej wewnętrznej siły, która zazwyczaj pcha mnie tam, gdzie trudno dotrzeć. Zaczynam być coraz bardziej negatywnie nastawiona do świata, a zwłaszcza siebie.

Przed świętami zainteresowałam się dietą strukturalną dr Marka Bardadyna, której tajników jeszcze nie do końca zgłębiłam i udałam się do Empiku w Złotych Tarasach, żeby przyjrzeć się jego publikacją. Tymczasem w moje ręce wpadła książka Ewy Chodakowskiej, która teraz stoi na półce i na mnie czeka. Aż się odważę z nią zmierzyć. Pierwszy raz w życiu kupiłam tego typu książkę. "Zmień swoje życie ... " to nie jest typ literatury, po który sięgam. Czy to desperacja czy ciekawość?


Wyniki Internautek budzą podziw. Ja tez tak chcę! Czemu nie mogę się ogarnąć i wybieram się jak sójka za morze.


A patrząc powyżej na to porównanie czerwca z wrześniem - można? MOŻNA! A nawet trzeba!! Daisy Line również motywuje w swoim poście - takie zdjęcia wraz z pozytywnymi wibracjami zachęcają do działania.

Zaczęłam pić zieloną herbatę. Dzięki temu wypijam należną porcję płynów dziennie i powiedziałam NIE windom. Wchodzę i schodzę po schodach zawsze i wszędzie. Krok po kroku. Byle do przodu.

poniedziałek, 1 kwietnia 2013

Im grubsza tym głupsza



Przeczytałam właśnie bardzo niepokojący artykuł, wg którego ludzie otyli mają o 8% mniejszy mózg niż ludzie z prawidłową wagą, a osoby z nadwagą o 4%!! Jest to ogromna strata tkanki mózgowej, szarych komórek, które odpowiadają za naszą pamięć, uwagę, koncentrację i ruch. Mając zbyt dużo zbędnych kilogramów łatwiej zachorować na Alzheimera, szybciej dopadnie nas otępienie starcze, a praca naszego mózgu jest zaburzona. Co więcej wiek naszego mózgu nie odpowiada wtedy naszemu wiekowi - jest starszy nawet o 20 lat!!
Objadając się powodujemy zmiany w mózgu przez które nasz apetyt jest coraz większy i w pewnym momencie trafiamy do błędnego koła, z którego bardzo trudno się wyrwać. Nie warto!! Dziś nie zjadłam kolacji...