czwartek, 18 grudnia 2014

Postanowień ciąg dalszy

Już od dawna powinnam podjąć się kolejnego postanowienia, a jakoś nie mogę się ogarnąć. Słodyczy nie tykam już miesiąc, sama jestem z siebie dumna, ze śmieciwego jedzenia zdarza nam się zamówić pizzę, ale staramy się by była na pełnoziarnistym spodzie, no i ćwiczę. Codziennie nie, nie jest to jednak kwestia braku czasu ino bólu pleców, muszę jednak udać się do mojego fizjoterapeuty. Ograniczam sie więc do stretchu i ćwiczeń stabilizujących. Na zgubienie brzucha trzeba będzie jeszcze poczekać. No i ze spacerami słabiutko - najpierw młodzież była chora, później ja, a następnie kręgosłup dał czadu - a wózek trzeba znieść i wnieść na 4 piętro z młodzieżą 6 kilogramową wewnątrz (Mały Wielki Człowiek rośnie jak na drożdżach).


Unikam postawienia sobie kolejnego wyzwania jak ognia. Jednak no cóż - czas nadszedł: systematyczność. Brrr. O zgrozo. Ja, najbardziej rozpieprzona i nie trzymająca się żadnych ramek babka zamierza ułożyć plan dnia i się go trzymać. W imię większego dobra, bo Młoda musi mieć jakieś stałe w swoim życiu. Na razie była to tylko kąpiel o 21, a to troszku za mało. 
Postanowiłam dać sobie tydzień na opracowanie i wdrożenia testowe (masakra jak ja tęsknię za pracą i projektami:D) planu dnia. Zatem notes w dłoń i jedziemy. Pfff już mi się to nie podoba.... 

piątek, 12 grudnia 2014

Stretching - dobry dla ciała, wspaniały dla ducha

Są takie dni, że mam ochotę wymordować pół świata, a potem zająć się drugą połową.Wszystko jest nie tak, wszystko wqrza i szybko wpadam w irytację. Nie wiem skąd to się bierze, ale ćwiczenia, zwłaszcza rozciąganie - porządne i na granicy bólu, pozwala mi pozbyć się całej tej negatywnej energii. Potem gorący prysznic z cudownie pachnącym żelem pod prysznic i troszkę ciszy i znów wszystko wraca na miejsce. Znów mi się chce uśmiechać. Macie czasem tak?

Dziś Jessica Smith - jej spokojny i przyjemny głos jest dodatkowym atutem.

poniedziałek, 1 grudnia 2014

Czas ruszyć pośladki

Mój Ciućmok w sobotę skonczył 8 tygodni. Przetrwałam jakimś cudem dwa miesiące. Kręgosłup ma się coraz lepiej, biodra też. Żeby poczuły się jeszcze lepiej muszę wrócić do prawidłowej wagi, zwyczajnie muszę je odciążyć. W ciąży przytyłam 22kg i na porodówkę trafiłam ważąc o zgrozo 88kg! Po tych dwóch miesiącach na liczniku wagi pojawia się 74kg i gdyby to były mięśnie wogóle by mi to nie przeszkadzało;) Jednak jest to góra tłuszczu i skóry przy wzroście zaledwie 160 cm.

Nadszedł zatem czas, żeby się z tym wszystkim rozprawić. Spacery z wózkiem to za mało, żeby wrócić do formy, choć nie powiem, porządnie mnie rozruszały. Na blogu Cassey Ho znalazłam fajny kalendarz z rozpiską planu treningowego na cały miesiąc dla początkujących. Stał się on moją tapetą i jednocześnie stanowi misję na grudzień - wzmocnić ciało. Na razie nie mówie o chudnięciu, ale o doprowadzeniu się do ładu. Kaloryczności posiłków nie zamierzam ograniczać, bo karmię mojego Ciućmka cyckiem i wiecznie chodzę głodna. Jeżeli zacznę teraz jeszcze sie intensywniej ruszać, moje zapotrzebowanie kaloryczne jeszcze wzrośnie.

Plan jest zatem taki: nie staram się znajdować czasu na ćwiczenia, ale go znajduję. Misiek  wraca około 20-stej, więc po zjedzeniu czegoś, obrobienia Małej i karmienia on idzie usypiać, a ja dpalam komputer. Cwiczę 30 min przez 6 dni. Następnie robię dzień przerwy. Uff uff ciekawe jak zniosą to moje cycki pełne mleka. No i czy Dziudziuch będzie chciał jeść jeżeli nabawię się zakwasów. A się nabawię. Oj wiem to:)