Żeby zmienić swoje życie nie da się bazować tylko na swojej
sile woli. Siła woli to to troszkę taki różowy słoń – wszyscy o nim mówią, a
nikt go nie widział. Czym jest? Jedni twierdzą, że albo się ją ma, albo się jej
nie ma, ja jednak twierdzę, ze jest mięśniem, który da się wyćwiczyć. Nie
zawsze samemu, wcale nie łatwo i na pewno nie bez przeszkód. Wielokrotnie
nastąpi upadek. Jedni mają twardszy tyłek, podniosą się od razu i zaczną od
nowa, inni z kolei są charakterologicznie uparci, więc będą ciągnąć temat zagryzając
zęby (to nie siła woli, to zaciętość!), ale czy szczęśliwie, to odrębny temat.
Będą też tacy, co stwierdzą, że po prostu są za słabi, więc po co się męczyć.
Myślę, że ci ostatni powinni wyciągnąć rękę do kogoś bliskiego, kto będzie mógł
służyć silnym, wspierającym ramieniem.
Wszyscy musimy pamiętać o jednym: siła
jest w nas, musimy umieć ją wydobyć i wykorzystać wszystko, co tylko możemy wokół
nas, aby dopingować się w momentach słabości. Bo słabość też jest w nas, w
każdym bez wyjątku. Stąd też w przyrodzie wymyślone zostały stada – albowiem w stadzie
łatwiej – dziś ty masz kiepski dzień, jutro ja, ale przez te dwa dni oboje
będziemy chodzić w majtkach, bo raz ja założę je tobie, a raz ty mi. Wniosek: szukajmy
sprzymierzeńców, żegnajmy się z osobami, które „namawiają nas do złego”. Bo w
grupie raźniej, bo w grupie łatwiej, bo w grupie zwyczajnie fajniej. Ale jak
już ma to być grupa, niech będzie to grupa wsparcia, a nie zamknięte koło
bezsilności.
Nie ważne co chcemy zmienić – schudnąć, przestać kupować, zacząć
się rozwijać, osiągać sukcesy w pracy. Musimy otaczać się osobami, które będą
pozwalały nam równać w górę, będą dawać dobry przykład, pomagać każdego dnia
będąc zwyczajnie dobrym przykładem. Nie czujmy się przy tym źle, nie myślmy
jako o tym „gorszym”. Myślmy: uczymy się od lepszych od siebie, potem my
będziemy wspierać innych. Bądźmy stadni, bo: „Nie ma problemów, których nie da
się rozwiązać wspólnie i jedynie kilka, które jesteśmy w stanie rozwiązać sami”
[prezydent Lyndon Johnson]. Łączmy siły, wtedy zmienimy wszystko, co tylko
chcemy!
Ogrom zmian chciałam zawsze wprowadzić w swoje życie, poprawić siebie na tak wielu płaszczyznach, a wciąż stałam w miejscu. W pracy jestem człowiekiem od ogarniania, poprawiania rzeczywistości w zespołach, uczę innych jak współpracować, a w życiu prywatnym nigdy o pomoc nie prosiłam, bo przecież wszystko zrobię sama. Zamykałam się w ten sposób w niekończącym się paśmie nieudanych prób. Bardzo interesujące, że uświadomiłam sobie tak niedawno, że nie jestem dupą wołową, bo ciągle zawodzę sama siebie nie dotrzymując sobie danego słowa. Ja po prostu potrzebowałam wsparcia i musiałam nauczyć się o te wsparcie prosić.Choć bardzo bym chciała, nie jestem superwomen. Może jednak mogę być SuperDorą?