Pamiętam, że zawsze w porze jesienno-zimowej byłam śnięta, bez energii i ociężała. Całymi dniami najchętniej leżałabym w łóżku i spała lub dla odmiany oglądała filmy. I jadła! Ależ oczywiście: czekoladka i kawa, herbatka i serniczek. Góra pięknych kanapek i ciepłe mleczko. Pizza i mnóstwo coli. Hektolitry grzanego piwka. O zgrozo! Potem zaczęłam jeździć na desce i troszkę się zmieniło - musiałam zacząć się ruszać, inaczej dnie spędzane na stoku były męczarnią a nie przyjemnością z powodu brak kondycji. Jedzonko zawsze jednak mnie nie opuszczało - jesienno-zimowe menu. No i oczywiście zaraz po wyjeździe znów wracałam w swój niedźwiedzi stan marazmu i absolutnego ble. I tyłam. Nieustannie. Po troszeczku. Zero energii i matowa ja.
Nastała jesień. Kolejna. Jestem aktywna - biegowo, rowerowo, siłowniowo, domowo. Mam w bród energii, mnóstwo pozytywnej energii i ochotę wstawać jak najwcześniej, aby zdążyć zrobić jak najwięcej. Jednak złapałam się na tym, że "jakoś samo mi się wraca" do utartego schematu jesienno-zimowego menu. A fe! Ja, dla której słodycze mogłyby nie istnieć, jęczę na zakupach "Misiu jeszcze czekoladkę" i ślinię się przed wystawą z ciastami. Eeeeey zdrada! Już wiem czemu moje spodnie nagle stały się ciaśniejsze. Ale ze mnie Sherlock:)
Świadomie mówię: spadaj utarty schemacie! Nobody wants you here!
Tako też jutro idę po zapas suszonych owoców i orzechów, żeby zamieszkały w większej ilości w mojej szafce na "coś dobrego". Nie mówię, że czekolada i ciasto to wróg publiczny numer jeden, no ale litości: NIE CODZIENNIE!:) Jedz odpowiedzialnie!
Jesienna pora była zawsze moją ulubioną pora na leżakowanie:-) zmieniam to w tym roku!
OdpowiedzUsuńTo już jest nas dwie:)
UsuńPoleżałabym, ale na mojej uczelni są niestety krzesełka - nie łóżka, a w szkole spędzam ostatnio 90% dnia. :O
OdpowiedzUsuń